Jak opisać wspólnotę wolnych Polaków, która narodziła się w dniu tragedii smoleńskiej?
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 10 sierpnia 2011
Utworzyli ją ludzie kochający swój kraj, odważni i solidarni, ale różniący się doświadczeniami życiowymi, wyznaniem, wykształceniem czy zainteresowaniami. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że Smoleńsk poruszył trzy struny starej polskiej liry: Boga, honor i ojczyznę, ale w każdym z nas nacisk padł na co innego.
Dla wielu chrześcijan wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. to przede wszystkim doświadczenie duchowe, które uzmysławia kruchość ludzkiego życia, inspirując do modlitwy za zmarłych oraz w intencji ojczyzny. Dla części z nas to także świadectwo, że Bóg wciąż dialoguje z ludźmi przez historię, choć bałwochwalczy świat dawno ogłosił jej koniec. Jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń w naszych dziejach kompromituje technokratów, którym wydaje się, że odwracając się od „przeklętej polskiej historii”, zbudują sobie raj na ziemi. Ich bezmyślna arogancja jeszcze trwa: podobnie jak przed 10 kwietnia zarzucali nieudacznictwo dawnym Polakom, teraz w podobnym świetle próbują przedstawić załogę tupolewa. Uważają się za władców historii, którzy są w stanie pokierować nią perfekcyjnie, bez wojen i katastrof, według własnego planu. Ale w kontekście Smoleńska to już tylko dziecięce przechwałki. Narodowa tragedia dramatycznie odsłania ciągłość polskiego losu. Na nowo stawia przed nami tajemnicę bolesnej historii, przed którą trzeba wreszcie pochylić głowę, bo nieustanne sprowadzanie jej do konsekwencji ludzkich błędów i przypadków stało się infantylne. Kluczem do tej tajemnicy jest krzyż Jezusa Chrystusa. Nic dziwnego, że w kontekście Smoleńska powracają mesjańskie wizje Adama Mickiewicza, w których Polska staje się zaczynem wielonarodowej cywilizacji chrześcijańskiej.
Druga, chyba najliczniejsza, grupa wolnych Polaków akcentuje głównie kwestie związane z honorem. To ci z nas, którzy słusznie domagają się ustalenia pełnej prawdy o przyczynach katastrofy i rozliczenia winnych. Kierując się instynktem samozachowawczym, myślą przede wszystkim o kwestiach praktycznych: politycznej i gospodarczej naprawie państwa zrujnowanego przez rządy PO. W sposób szczególny poczuwają się do solidarności z biednymi, wykluczonymi z debaty publicznej, zepchniętymi na margines. W tym nurcie mieszczą się np. działania klubów „Gazety Polskiej”, Solidarnych 2010 czy publicystyka Zdzisława Krasnodębskiego.
Trzecią grupę stanowią tradycyjni polscy inteligenci, zdolni do głębokiej refleksji historiozoficznej. W kontekście Smoleńska próbują przede wszystkim na nowo zdefiniować polskość i pogłębić zbiorową świadomość geopolityczną. Interesują ich kwestie cywilizacyjne i długie trwanie w polityce. Stoją na straży narodowej pamięci. Odwołują się do wyśmianej dziś kategorii patriotyzmu, która dla nich jest elementarna. Do tej grupy należą Jarosław Marek Rymkiewicz czy redaktor krakowskich „Arcanów”, prof. Andrzej Nowak.
Oczywiście, większość z nas wyznaje wszystkie trzy wartości: Boga, honor i ojczyznę. Nawet jeśli skupiamy się na jednym obszarze, pozostajemy w jedności z tymi, którzy udzielają się na dwóch pozostałych. Istnieją jednak publicyści, którzy za wszelką cenę pragną nas przekonać, że wartości te są wzajemnie sprzeczne. Chrześcijanom podpowiadają, że ich wiara kłóci się z postawą obywatelską, a nawet z religijnością „radiomaryjnego ludu”. Praktykom mówią, że metafizyczne odczytywanie Smoleńska to bujanie w obłokach. Profesorów przestrzegają przed zwolennikami PiS-u.
Musimy się na nowo policzyć – mówiła Anna Walentynowicz. Od 10 kwietnia 2010 r. staramy się wypełnić ten testament. Spis powszechny wolnych Polaków, rozpoczęty na Krakowskim Przedmieściu i kontynuowany w lokalnych społecznościach, stanie się wymierny podczas zbliżających się wyborów parlamentarnych. Ale wybory polityczne to tylko jeden z elementów cementujących wspólnotę.
Ważne, byśmy w dłuższej perspektywie nie dali się uwieść tym, którzy chcą nas podzielić. Mamy obowiązek działać solidarnie, nie mieszając porządków, ale szanując wszystkie trzy elementy polskiej tradycji. Na jednej strunie nie sposób przecież wygrać żadnej melodii. Żeby odmienić nasz kraj, stara polska lira musi zabrzmieć pełnią dźwięków.