czwartek, 12 września 2013

Premiera „Listów z podziemia”

Mój nowy wybór felietonów właśnie trafił do księgarń.

We wstępie do „Lajkonika na wygnaniu” (Londyn 1963) Zygmunt Nowakowski pisał z właściwym sobie poczuciem humoru: „Normalnie czytelnicy wycinają skrzętnie moje felietony czwartkowe z Dziennika Polskiego, by je wlepić do albumu, zdarza się jednak, że ktoś przez zapomnienie czy przez zwykłe lenistwo nie wytnie któregoś kawałka, skutkiem czego powstaje bolesna luka i zdekompletowany zbiór nie ma już tej wysokiej ceny, jaką posiadałaby całość. Wypadki tego rodzaju niedbalstwa są raczej rzadkie, jednak trafiają się od czasu do czasu, dlatego też niniejszy a przeznaczony dla potomności wybór ocala dla potomności pewne celniejsze felietony”.

Wprawdzie moje felietony środowe, drukowane w Gazecie Polskiej od kwietnia 2011 r. do lipca 2013 r., pod żadnym względem nie dorównują majstersztykom Nowakowskiego, ale i one miały wiernych czytelników, którzy dawali wyraz swoim odczuciom w internecie, korespondencji i bezpośrednich rozmowach. Gdy zastanawiałem się nad liczebnością tej grupy, zawsze przychodził mi do głowy biblijny cytat: „Na to Abraham: O, racz się nie gniewać, Panie, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu? Odpowiedział Pan: Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu”. I rzeczywiście: felietony zostały ocalone. Dzięki życzliwości Marii i Marka Jastrzębskich z Wydawnictwa LTW ukazują się właśnie w edycji książkowej.

Fakt, że „Listy z podziemia” powstawały w czasach szczególnie trudnych dla Polski, miał ogromny wpływ na ich styl i tematykę. To zupełnie inna, poważniejsza, bardziej „wspólnotowa” książka niż „Niebo w gębie” czy „Wencel gordyjski”. Starając się wyrazić zbiorową gorycz i poszukując nadziei po Smoleńsku, odnalazłem punkty oparcia m.in. w romantyzmie, kulturze emigracji niepodległościowej po II wojnie światowej, tradycji „Solidarności” reprezentowanej przez Annę Walentynowicz, a przede wszystkim w żywym chrześcijaństwie.

W ostatnich latach sporo pisałem o idei niepodległościowego „drugiego obiegu”. „Listy z podziemia” to jedna z prób przekucia tej idei w gotową formę. Dlatego gorąco zachęcam do nabycia książki. Mam nadzieję, że jej lektura choć w niewielkim stopniu podniesie Państwa na duchu. A tym, którzy pozostając patriotami w sercu, czytają rzadko i niechętnie, poddaję pod rozwagę slogan reklamowy zaproponowany przez Kazimierza Wierzyńskiego jego londyńskiemu wydawcy: „Czytać nie trzeba. To przesąd. Trzeba kupić”.

„Listy z podziemia” można już dziś zamówić w księgarniach internetowych, m.in. bonito.pl, aros.pl, poczytaj.pl.