wtorek, 29 grudnia 2009

Głupkiem jestem w swojej wsi


Bohuslav Reynek, Kočka na dvoře (Kot na podwórzu)

Lípę od Petrkova dzielą dwa kilometry. Wąska szosa wspina się na wzgórze częściowo pokryte śniegiem. Po obu stronach wyrastają czarne, ograbione z liści jabłonie. Przez ten dramatyczny pejzaż jedziemy do zrujnowanego dworu, w którym Bohuslav Reynek spędził niemal całe życie. Wzniesiony w 1750 roku długi, biały budynek ma prostą konstrukcję. Główne wejście pozbawione jest schodów i ozdób na kamiennym portalu. Jedyną fantazją architekta wydaje się kwadratowa wieża po wschodniej stronie bryły. Historia rodziny Reynków wiąże się z tym miejscem od 1866 roku, kiedy pochodzący z Bohušic dziadek poety zdecydował się kupić dwór wraz ze sporym kawałkiem ziemi.

Co takiego kryje się w wierszach Reynka, że potrafią wpływać na duchowość czytelników? Na pewno nie jest to twórczość dewocyjna ani moralizatorska. Gdybyśmy mieli wskazać polskiego odpowiednika poety z Petrkova, byłby to Józef Czechowicz z jego liryczną, ściszoną dykcją, która rejestruje metafizyczny puls prowincji. W blasku księżyca, w zimowej scenerii ludzie, koty i owce tworzą wspólnotę życia i śmierci, jednak – inaczej niż u Jarosława Marka Rymkiewicza – różnią się od siebie w perspektywie eschatologicznej. Obecna w tych wierszach czułość dla zwierząt jest odbiciem uczucia, jakim „Pasterz prastary” darzy człowieka. W przyrodzie ukryte są biblijne znaki, które po odczytaniu pozwalają nam oswoić codzienne umieranie i dają chrześcijańską nadzieję. Śmierć nie oznacza ostatecznej zagłady. Pozostawione na śniegu ślady stóp ptaka, który wzniósł się do nieba, przypominają koronę cierniową i kolczaste druty obozów koncentracyjnych, ale są również zapowiedzią powtórnego przyjścia Zbawiciela.

Fenomen poezji Reynka polega na jej ścisłym związku z jego biografią. Oszczędne, czyste frazy wydają się destylatem cierpienia, które dzięki głębokiemu zawierzeniu poety przeistoczyło się w chwalebny krzyż Chrystusa. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po przekroczeniu progu petrkovskiego dworu, jest właśnie wielki, wiszący krucyfiks. Do mieszkania prowadzą szerokie, drewniane schody, ściany wieńczy krzyżowo-żebrowe sklepienie, godne dawnych domów zakonnych, ale największe wrażenie robi sączące się z okna światło. W ciszy przerywanej pomiaukiwaniem kotów wydaje się znakiem Bożej i ludzkiej cierpliwości.

Fragment eseju o Bohuslavie Reynku, który ukaże się w styczniu 2010 r. w kwartalniku "44/ Czterdzieści i Cztery".

wtorek, 22 grudnia 2009

Boże Narodzenie


Giotto, Pokłon mędrców

* * *

Bóg umarł –
uczą nas wielcy filozofowie
ale gdy mędrcy ze Wschodu
wyruszają w drogę
ktoś wciąż zapala nad nimi
latarnie gwiazd



Wszystkim moim Czytelnikom, Przyjaciołom i Gościom tej strony życzę spokojnych, radosnych i błogosławionych świąt Bożego Narodzenia.

sobota, 19 grudnia 2009

Niepublikowany wiersz z "Podziemnych motyli"



Dwa głosy

Nocą w moim ogrodzie
śpiewa samotny słowik

jesteśmy artystami
różnych generacji

on zanurzony w ciemności
jak w przedwiecznej glinie

wywołujący z niebytu
kontury istnienia

ja w sztucznie oświetlonym
pokoju niepokoju

pochylony nad wierszem
którego nie zdołam dokończyć

przed świtem

czwartek, 19 listopada 2009

Obraz Michała Świdra na okładce "Podziemnych motyli"

Wiadomo już, jak będzie wyglądała okładka mojego tomu wierszy „Podziemne motyle”, który ukaże się w marcu 2010 w Wydawnictwie Nowy Świat. Znajdzie się na niej reprodukcja obrazu na desce Michała Świdra „Przebudzona”:

poniedziałek, 9 listopada 2009

Najlepszy wiersz, jaki napisałem

Pieśń nad pieśniami

1.

Pod starą lipą w zmurszałym ogrodzie
zdarzyło nam się to co się nie zdarza
spłynęły lody zakwitły begonie
ręce skrzyżowane na twoich kolanach
tren wystukały dla chwastów i malin
które tu rosły ubiegłej jesieni
zanim zdążyłem je wyrwać i spalić
grunt odkrywając czy raczej tę ziemię
która się wkrótce okazała świętą
siódmego ranka posialiśmy trawę
i może nawet nam było zbyt ciężko
wtedy i później gdy przędliśmy marnie
nie mogąc znaleźć wspólnego języka
i przechadzając się z dziećmi na plecach
albo – pamiętasz – lękając się przyznać
do chronicznego braku pieniędzy
który doskwierał nam bardziej niż trzustka
– lub wcześniej kiedy wracałem z kliniki
a ty musiałaś w niej zostać i uznać
przewagę bólu nad siłą modlitwy
(trzy dni – ostatni higieniczny zabieg
i odpowiednia nota w karcie ciąży)
– i wreszcie całkiem niedawno gdy nasze
dziecko w szpitalu na kilka dni złożył
niewprawny lekarz – nie było nam lekko
ale czy ktoś obiecywał nam szczęście
nie okupione wysiłkiem i nędzą

2.

Chłopcy na drodze po chudym obiedzie
(w piątek zazwyczaj są śledzie w oleju)
czas na bieganie i czas na dreptanie
na przewracanie się co pięć sekund
przez kocie łby albo w mokrą trawę:
– Mógłbyś uważać na spodnie, naprawdę!

wieczorem wszystko się uspokoi:
przed ósmą dzieci do łóżek położysz
w świętej ciemności miłosnym językiem
będziemy z sobą rozmawiać – przed świtem
zbudzą nas wrzaski chorego Marcinka
nie mniej miłosne od tego języka

3.

Patrzyły na nas zastępy umarłych
mój brat mój ojciec i twoja babcia
z politowaniem kiwali głowami
słuchając naszych hipotez i planów
(podwyżka w pracy kolejny Marcinek
dom i następna książka w wydawnictwie
które zapewnia kolportaż) żyliśmy
u Pana Boga za piecem nie mając
o tym pojęcia – szamocąc się z losem
bocian zawracał nad dachem kostnicy
kiedy huk dzwonów potrząsał Matarnią
jak błyskawica różowym obłokiem
i wszystko działo się po coś – i nawet
w jądrze chaosu nie mieszkał przypadek
spójrz: umieramy i już nas nie będzie
za lat czterdzieści albo za dwa lata
lecz przyda nam się co było w nas święte:
miłość – przepustka do lepszego świata

2000

wtorek, 20 października 2009

Ars poetica

Głęboko wierzę w ideały scholastyków, którzy piękno, prawdę i dobro traktowali jako całość. Staram się kontynuować nurt twórczości opisany przez Jacquesa Maritaina w książce „Sztuka i mądrość”. Poeta jest rzemieślnikiem powołanym do odkrywania w widzialnym świecie rzeczywistości niewidzialnej i wyrażania jej w języku. Poezja biegnie drogami „wzniosłymi i ukrytymi”, które są tajemnicą Boga. Rola artysty sprowadza się do kontemplacji i ciężkiej pracy nad formą. Jeśli miałbym wskazać twórców, z którymi łączy mnie kod genetyczny, byliby to Thomas Stearns Eliot, Rainer Maria Rilke, Jan Zahradniček, Zbigniew Herbert, Josif Brodski, Czesław Miłosz i Józef Czechowicz. A przede wszystkim Bohuslav Reynek, którego uważam za najwybitniejszego poetę XX wieku.

Wypowiedź na potrzeby spotkania autorskiego w Ołomuńcu (Czechy): "Jakie jest Pana DNA poetyckie?".