sobota, 29 marca 2014

Język zupełnie obcy

Podobno armia ukraińskich „faszystów” właśnie maszeruje na Przemyśl, a jak się rozpędzi, to dojdzie pod Warszawę.

Felieton z tygodnika "Gość Niedzielny" nr 13/2014

Podczas Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku częściej można usłyszeć język niemiecki niż polski. Nic w tym dziwnego. Na początku III RP do miasta nad Motławą podróżowali jego przedwojenni mieszkańcy, żeby popatrzeć na miejsca, w których się wychowali. Zapewne byli wśród nich szczęściarze, którym udało się kupić na pchlim targu własne zdjęcia z dzieciństwa, rodzinne zegary albo zastawy stołowe. Dziś rdzennych gdańszczan jest już niewielu, jednak tradycję sentymentalnych wycieczek kontynuują ich dzieci i wnuki. Trudno zgadnąć, co im chodzi po głowach, ale też nie należy ich utożsamiać en masse z klientelą Eriki Steinbach. Zresztą ćwiczona przez Frau Erikę gra na niemieckich resentymentach nie jest obecnie (chwilowo?) głównym polskim problemem.

Niemcy, którzy odwiedzają Gdańsk, robią na ogół dobre wrażenie. Są uprzejmi, refleksyjnie uśmiechnięci i nie rozłażą się na boki, gdy przewodnik opowiada o historii bazyliki Mariackiej. Wprawdzie w ostatnich latach tuż przed inauguracją Jarmarku Dominikańskiego zabieram rodzinę do Krakowa, Lublina albo w polskie góry, ale nie robię tego w geście sprzeciwu wobec niemieckich turystów. Po prostu serdecznie nie znoszę ich języka. Być może ma to związek z polskimi doświadczeniami historycznymi, lecz bezpośrednia przyczyna tkwi chyba w moich kłopotach ze zdaniem egzaminu na studiach. Do dziś pamiętam fragment czytanki, który musiałem wykuć na blachę, żeby dostać tróję z wąsami: „Fritz Neumann hatte eine kleine Wirtschaft mit Garten in der Nähe von Bremen...”.

Poważniejszy, bo stricte polityczny kłopot mam z innym językiem obcym, który mniej więcej od roku dominuje w mojej najbliższej okolicy. Otóż w każdym supermarkecie, nie wspominając już o Parku Handlowym Matarnia, od rana do wieczora rozbrzmiewa ojczysta mowa Władimira Władimirowicza Putina. Rosjanie przyjeżdżają czym się da: autokarami, samochodami osobowymi i ciężarówkami pożyczonymi z placu budowy. Jest ich tylu, że większość sprzedawców dawno wywiesiła dwujęzyczne reklamy, a nadawane przez głośniki komunikaty o promocjach lub godzinach pracy sklepu zaczynają się od słowiańskiego evergreena: „Wnimanie! Wnimanie!”.

Niby wszystko jest w porządku: niewidzialna ręka rynku działa jak należy, sąsiedzi z obwodu kaliningradzkiego wydają u nas pieniądze ciężko zarobione w putinowskiej administracji (z pobieżnych obserwacji wynika, że powodzi im się znakomicie), a zjednoczona Europa daje kolejny dowód swej otwartości na Innego. A jednak odczuwam pewien dyskomfort, gdy wybierając wędliny na kolację, słyszę głośną komendę: „Dawaj, Sasza, tiepier pajdiom w Biedronku!”.

Zwłaszcza ostatnio, po inwazji Rosji na Ukrainę, dręczą mnie niewygodne pytania. Co miał na myśli Siergiej Ławrow, gdy sugerował w Dumie, że „na obronę swojej integralności terytorialnej mogą liczyć tylko te państwa, które zapewniają równe prawa wszystkim narodom”? Czy polska granica z Rosją nie powinna zostać solidnie uszczelniona, zanim rosyjscy zakupoholicy okażą się uciskaną mniejszością etniczną? Jaką rolę w geopolitycznym planie Putina odgrywa obwód kaliningradzki, wciśnięty między Polskę a Litwę? Wreszcie, co myślą o moim kraju rosyjscy geszefciarze? Czy jest on dla nich jedną z wielu europejskich prowincji, czy też „bliską zagranicą”, zasiedloną przez „bratni naród”? Niestety, mam podejrzenie graniczące z pewnością, że zdecydowana większość gości z Kaliningradu podziela poglądy swojego prezydenta, którego – jak twierdzi główny ideolog Kremla Władisław Surkow – „Bóg zesłał Rosji, gdy przeżywała trudny okres”.

Faktycznie, jeszcze 20 i 10 lat temu Rosjanie mieli poważny kłopot z własną tożsamością, co znajdowało niekiedy groteskowy wyraz w powieściach młodych prozaików. W „Generation P” Wiktora Pielewina jeden z „noworosyjskich” oligarchów zwraca się do copywritera z agencji reklamowej: „Napisz mi rosyjską ideę na jakieś pięć stron. I wersję skróconą na stroniczkę. Żeby tam wszystko było wyłożone wyraźnie, bez mętnego kitu. I żebym każdemu zagranicznemu popaprańcowi-biznesmenowi czy innej piosenkarce mógł to wbić do łba. Żeby te k... poczuły taką siłę ducha, jak w czterdziestym trzecim pod Stalingradem”.

Dziś „rosyjska idea” jest już nie tylko napisana (przez Surkowa i jego podwładnych), ale i stanowi główny napęd kremlowskiej polityki zagranicznej. To agresywny neosowietyzm, zmierzający do rewizji granic i odbudowania absurdalnego poczucia siły wśród tzw. zwykłych Rosjan. Wyznaczenie wroga zewnętrznego zawsze jednoczyło poddanych cara-sekretarza-prezydenta i odwracało uwagę ludu od problemów wewnętrznych. Nie inaczej jest tym razem.

W propagandowej wojnie przeciwko Polsce agenci Putina święcą pierwsze triumfy. Bazując na naszych bolesnych doświadczeniach historycznych, wmówili niektórym Polakom, że armia ukraińskich „faszystów” właśnie maszeruje na Przemyśl, a jak się rozpędzi, to dojdzie pod Warszawę. Znany przyjaciel Polski Władimir Żyrinowski tak się tym przejął, że zaproponował nam uderzenie wyprzedzające – przejęcie Lwowa, Łucka, Tarnopola, Stanisławowa i Równego, czyli udział w rozbiorze Ukrainy. Dziękujemy, nie skorzystamy. Rosyjski koncert wygrywany na polskich emocjach zawsze brzmiał fałszywie, a dziś zamienił się w skrajną kakofonię. Uszy więdną, gdy się słucha rosyjskich dialogów w sklepie, cóż dopiero takich banialuk.

wtorek, 18 marca 2014

Plebiscyt radiowej „Dwójki”

Od 24 lutego trwa głosowanie słuchaczy, które ma wyłonić 25 najważniejszych polskich książek opublikowanych w latach 1989-2014.

Wśród stu tytułów nominowanych przez redakcję Programu 2 Polskiego Radia znalazła się moja „Oda na dzień św. Cecylii” (1997). Aby oddać na nią głos, należy wysłać na numer 71211 SMS z kodem: A097 i krótkim uzasadnieniem. Koszt SMS: 1,23 zł.

Dla autorów najciekawszych uzasadnień przewidziano nagrody. Głosować można do 4 czerwca 2014 roku. Tego dnia w audycji „Sezon na Dwójkę” o godz. 18.00 zostaną ogłoszone wyniki plebiscytu i konkursu. O szczegółach można przeczytać TUTAJ.



Przy okazji przypominam trzy wiersze z tomu „Oda na dzień św. Cecylii”.


Przez wieki

Porządek przedmiotów w holenderskich wnętrzach:
pejzażowe płótno stół i dzbanek z cyny
pościel za zasłoną a na skraju mieszkań
ślad po madrygale w nieskończonej ciszy

kobieta de Hoocha codziennie tak samo
ręcznym ściegiem zszywa kontury materii
czyniąc to w południe z anielską uwagą
nie wie że jej serce jest po stronie śmierci

posprzątane spichrze dziedziniec podłoga
każdy kąt w przedsionku i ciężka sypialnia
ale przez stulecia pociemnieje obraz
kurzem się nasyci przestrzeń – siostra światła

wilgoć strawi sprzęty więc kobieta z krzesła
nagle się uniesie w sukni pełnej skaz
i oczyści wszystko poprawiając werniks
jakby chciała sprzątnąć nie przestrzeń lecz czas

Dusze

W pokoju przy stole z przeszłością kościelną
siedzimy radośnie w wigilię adwentu
po sutym obiedzie zniesiono zastawy
na których z indyczej pieczeni zostały
zaledwie poszlaki i ślad po rosole
to wszystko przed chwilą zostało zmienione
na kawę i ciasto i wódkę ognistą
strumieniem pamięci już płyną nazwiska
znajomych i krewnych z historii dwu rodzin
rozmowa w mieszkalny się wtacza porządek
i cykl epitafiów jak śniedź pozostawia
swe mroczne imiona na świętych obrazach

był Flis – maszynista (to zaraz po wojnie)
co stojąc na stacji z żelaznym pociągiem
dobywał z metalu parowe gwizdnięcie
by zlękły się panny idące po ścieżce
był gruby i śmiał się z potęgi dowcipu
nim z trudem się zmieścił w grobowym poszyciu
dziadkowie i bracia w przebraniu umarłych
wracają do stołu z cmentarnej Matarni
spod Klincza Szymbarku i z ziem Goręczyna
jak dymy z kadzidła unoszą się przy nas
ich dusze wskrzeszone na moment spotkania
gdy świat uziemiony z istnieniem rozmawia

Somonino, 26 listopada 1994

Tren

Już się głos pokruszył w drobne części dźwięków
i wezbrały dłonie niezwyczajnym drżeniem
zanim skóra weszła w konstelację lęku
jeszcze ktoś chciał kogoś przywołać imieniem

zanim gorzki opór całkiem spętał język
nim w sklepieniach skroni ustało ciśnienie
już się głos pokruszył w drobne części dźwięków
i wezbrały dłonie niezwyczajnym drżeniem

nim się dusza wreszcie wyzwoliła z więzów
i spłonęła postać nieruchomym cieniem
zanim skóra weszła w konstelację lęku
jeszcze ktoś chciał kogoś przywołać imieniem

poniedziałek, 17 marca 2014

U „Pieśniarzy” we Wrocławiu

Zdjęcia i film z wyjątkowo długiego wieczoru w siedzibie fundacji „Pieśniarze”. Kameralne spotkanie wśród świec, książek, obrazów i instrumentów muzycznych zorganizował Donat Kamiński, a poprowadził je znany pisarz i strażnik bolesnej tradycji polskich Kresów, Stanisław Srokowski. Wszystkim uczestnikom spotkania dziękuję za cierpliwość i stworzenie niezwykłej atmosfery, a Państwu Kamińskim dodatkowo za przyjęcie w ich gościnnym domu.



wtorek, 11 marca 2014

Spotkanie autorskie we Wrocławiu

W najbliższą sobotę, 15 marca, będę czytał wiersze i odpowiadał na pytania we wrocławskim klubie „Pieśniarze” przy ul. Szewskiej 68a. Początek spotkania o godz. 19.00. Zapraszam serdecznie.

czwartek, 6 marca 2014

Cyrograf Miłosza

Tygodnik „wSieci” publikuje w bieżącym numerze m.in. mój duży tekst o karierze Czesława Miłosza w bierutowskiej dyplomacji.

Piszę m.in. o przedwojennych związkach poety z wileńskimi komunistami, o jego raportach tworzonych na potrzeby placówek w Nowym Jorku i Waszyngtonie, o wielokrotnie werbalizowanej pogardzie dla polskich środowisk niepodległościowych, wreszcie - o głośnej ucieczce z ambasady w Paryżu w lutym 1951 roku. Tłem są komentarze „niezłomnych z Londynu” i marketingowe zabiegi redaktorów paryskiej „Kultury”. Tekst dostępny w wydaniu papierowym „wSieci” - do niedzieli w kioskach.