W ankiecie miesięcznika „Nowe Państwo” wzięli udział m.in. Zbigniew Romaszewski, Andrzej Gwiazda, Antoni Macierewicz, Jan Pietrzak, Jerzy Zelnik oraz niżej podpisany.
Zachęcając do lektury całości (nr 10/2013), przytaczam moje odpowiedzi na cztery pytania zadane przez Magdalenę Michalską.
– Czym jest bohaterstwo? Kim jest bohater?
– Bohaterstwo jest, w moim odczuciu, urzeczywistnieniem cnoty męstwa. Bohater to człowiek odważny, który dobrowolnie i bez cierpiętniczej pozy poświęca się dla swojej wspólnoty. Kieruje nim raczej instynkt niż kalkulacja – w przypadku patriotów miłość ojczyzny i pragnienie „przełamania losu”, a nie polityczny pragmatyzm. Broni zagrożonych wspólnych wartości, bo „tak trzeba”. I idzie tą drogą do końca, nie bacząc na konsekwencje, stawiając na szali relacje rodzinne, karierę, nawet własne życie. Swoją postawę początkowo traktuje jako oczywistą i powszechną. Wydaje mu się, że kiedy wyjdzie na pole walki, zgubi się w milionowym tłumie rodaków. Fakt, że na miejscu spotyka garstkę osób, bywa dla niego zaskoczeniem, ale rzadko go to załamuje. Stara się błyskawicznie dostosować do nieoczekiwanej sytuacji i robić swoje. Najczęściej angażuje się w sprawy uznawane przez świat za przegrane. Stąd ma zazwyczaj wielu wrogów, jest wyszydzany, przedstawiany jako szaleniec lub niebezpieczny radykał. Czasem współpracuje z ludźmi podobnymi do siebie, częściej działa równolegle do nich. Wspólnota, której broni, ceni jego wysiłki, ale większość jej członków pozostaje bierna. Mają nadzieję, że wola i konsekwencja w działaniu bohaterskiej mniejszości wystarczą do rozwiązania wspólnego problemu. Z reguły nie wystarczają, choć zdarzają się cuda.
– Czy w czasach współczesnych istnieje dla Pana ktoś, o kim z całym przekonaniem można powiedzieć „bohater”?
– Na pewno wielu spośród poległych w Smoleńsku. Znamiona bohaterstwa miało osobiste zaangażowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawę niepodległości Gruzji i Janusza Kurtyki w przywracanie godności Żołnierzom Wyklętym. Wielką polską bohaterką z pewnością jest Anna Walentynowicz – świadczy o tym cały jej życiorys. Bohaterska jest też postawa kobiet, które po 10 kwietnia 2010 r. mężnie podjęły walkę o prawdę i honor swoich najbliższych, m.in. Ewy Błasik, Zuzanny Kurtyki, Magdaleny Merty, Małgorzaty Wassermann. Ten sam bohaterski duch był zresztą wyczuwalny pod wyszydzanym krzyżem pamięci na Krakowskim Przedmieściu, a do dzisiaj uobecnia się w warszawskiej archikatedrze podczas smoleńskich miesięcznic. Polacy, którzy się tam gromadzą, nie są w większości „osobami publicznymi”, nie mają głośnych nazwisk, a jednak stojąc w Dzień Zaduszny nad grobami swoich rodziców, będą mogli wyszeptać, że w chwili dziejowej próby „zachowali się, jak trzeba”. Na koniec jeszcze jedno nazwisko, o którym nie mogę zapomnieć. Dawno temu, gdy pracowałem jeszcze w redakcji „Nowego Państwa”, przynosił tam swoje maszynopisy człowiek, o którym pomyślałem bez ironii: bohater romantyczny. To był Piotr Skórzyński. Jego tragiczna śmierć w 2008 r. mocno wpłynęła na mój odbiór III RP. Uświadomiła mi, że opresyjne państwo niekoniecznie musi nasyłać na nas swoje psy. Wystarczy standaryzacja nikczemności, masowe kolportowanie kłamstw, dyktatura błaznów. Dla wrażliwego moralnie człowieka ten wszechobecny fałsz okazał się nie do zniesienia.
– Czym jest zdrada? Kim jest zdrajca?
– Choć przykro to pisać, idealną formacją potencjalnych zdrajców jest współczesna kultura masowa, przekaz głównych mediów, kult celebrytów, konsumpcjonizm, postmodernistyczna literatura, film, antychrześcijańska propaganda. Zdrada to radykalne postawienie własnego, egoistycznego interesu ponad dobrem wspólnoty. Zdrajca rzadko widzi w sobie czarny charakter. Uważa się raczej za cwaniaka, człowieka bardziej przebiegłego, pozbawionego złudzeń lub inteligentnego od innych. Wydaje mu się, że największą wartością w sytuacji zagrożenia jest zachowanie własnego życia, zdrowia, pieniędzy, domu, rodziny, wybrnięcie z opresji za wszelką cenę. Z tajemniczych względów uznaje to za zasadę obowiązującą wszystkich ludzi i w tej projekcji szuka usprawiedliwienia dla swoich czynów. Jego motto brzmi: „Świat jest brutalny i trzeba sobie jakoś radzić”. W rodakach poświęcających się dla wspólnoty dostrzega nieudaczników, naiwniaków lub hipokrytów, którzy dla przyszłych korzyści wkładają maskę świętoszka. Jest więc głęboko zdemoralizowanym cynkiem i materialistą. W warunkach wojny aktywność zdrajcy, prowadząca do eksterminacji patriotów lub okupacji kraju, powinna być karana śmiercią. W czasie pokoju za zdradę polityczną, ułatwiającą objęcie państwa strefą obcych wpływów, należy się długoletnie więzienie i odsunięcie od funkcji publicznych. Działalność agenturalna w polityce, mediach i kulturze musi skutkować co najmniej wydaleniem z kraju. Takie sankcje są niezbędne dla zabezpieczenia niepodległości państwa. Nie mam wątpliwości, że w dzisiejszej Polsce na stanowiskach publicznych działają setki zdrajców. Przede wszystkim chodzi o agentów wpływu.
– „[…] i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy/ przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie” – pisał Zbigniew Herbert w „Przesłaniu Pana Cogito”. Co oznaczają te słowa? Czy stosuje się Pan do tej herbertowskiej zasady?
– Polska jest wspólnotą żywych i umarłych. Od naszych poległych bohaterów czerpiemy natchnienie, siłę do działania, wzór miłości ojczyzny. Nie jesteśmy jednak ich impresariami, z którymi dawni kaci będą mogli ubić jakiś interes. Byłoby groteską, gdybym np. wybaczał Czesławowi Kiszczakowi w imieniu górników z kopalni „Wujek”. Nie tylko dlatego, że w 1981 r. bawiłem się klockami, lecz przede wszystkim dlatego, że nie mam prawa wcinać się z tanimi moralizmami w tajemnicę czyjejś śmierci i tragedię nieznanych mi rodzin. Jeśli komuniści, ich dzieci czy ideowi spadkobiercy czują potrzebę oczyszczenia, niech modlą się za dusze ofiar i proszą Boga o miłosierdzie. Nie zdejmie to jednak ze sprawców zbrodni odpowiedzialności przed narodem i historią. W cywilizacji europejskiej czyny mają, a przynajmniej powinny mieć konsekwencje. Szerzona w głównych mediach propaganda „dobrego serca” jest radykalnie sprzeczna z chrześcijaństwem. To diabelska sztuczka, podobne do ideologii gender barbarzyństwo, które ma wprowadzić miliony bezwolnych, głupawo uśmiechniętych Polaków do postmodernistycznego łagru. A naszych bohaterów zamienić w nawóz historii.