sobota, 18 lutego 2017

Jałta

Podczas gdy Anglicy zbierają skarby kultury użytkowej, my wyciągamy z ziemi kości poległych. 

"Gość Niedzielny" nr 7/2017

Oglądają Państwo czasem program BBC „Antiques Roadshow”? To targowe widowisko, w którym eksperci wyceniają przyniesione przez widzów starocie. Formuła jest atrakcyjna, bo często okazuje się, że coś, co na pierwszy rzut oka prezentuje się pospolicie, posiada dużą wartość rynkową. Z domowych schowków, strychów i spod ziemi Anglicy wyciągają miniatury królewskich koni, wiktoriańskie brosze, kolonialne wazy i uświęcone nazwiskami legendarnych graczy kije do krykieta. Kiedyś trafiło się nawet pudełko z nadpalonym cygarem Churchilla.

Z medialnego punktu widzenia najlepiej jest, jeśli właściciel przedmiotu w oczekiwaniu na wycenę potrafi opowiedzieć przed kamerami jakąś ciekawą historię. Na mnie największe wrażenie zrobiła opowieść pewnego emeryta z Reading, który jako pięcioletni chłopiec otrzymał niecodzienną pamiątkę z Europy Wschodniej. Jego wuj, dyplomata Valentine Lawford, przywiózł ów prezent z Jałty, gdzie z brytyjską delegacją gościł na konferencji światowych mocarstw. Po ważnych ustaleniach politycznych przyszła pora na bankiet i wtedy pośrodku stołu wuj dostrzegł okazałą figurkę Dziadka Mroza. A ponieważ był człowiekiem rodzinnym, zebrał się na odwagę i osobiście zapytał Stalina, czy po zakończeniu imprezy może zabrać to cudo do Reading, dla siostrzeńca. Wąsaty przyjaciel dzieci zgodził się ponoć bez wahania.

W 72. rocznicę konferencji krymskiej chodzą mi po głowie cytaty z wierszy Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego, piosenek Feliksa Konarskiego, tekstów Ignacego Matuszewskiego, Aleksandra Bregmana, Adama Ciołkosza. Dla wojennej emigracji słowo „Jałta” było jak otwarta rana, przypominająca o politycznej zbrodni aliantów. Wspomnienie ostatniego rozbioru Polski rozpalało też wyobraźnię twórców drugiego obiegu w epoce „Solidarności” i stanu wojennego. Jeszcze u schyłku PRL na każdej licealnej prywatce śpiewaliśmy ironiczną piosenkę Jacka Kaczmarskiego o Lwie Albionu i kalekim Demokracie, którzy przymknąwszy oko na „transporty żywych ludzi”, wychwalali mądrość Stalina. Dziś jednak rana wydaje się zabliźniona, a przynajmniej zdławiona opatrunkiem. Gdy łaskawie przyjęto nas do NATO, większość Polaków uznała sprawę za załatwioną. I nie ma polskiego polityka, który miałby odwagę na arenie międzynarodowej podjąć temat rozliczenia zbrodni, w której przywódcy Wielkiej Brytanii i USA uczestniczyli na równi z ludojadem.

A przecież skutki Jałty wciąż mają wpływ na polskie życie. Z pewnością należy do nich postkolonialna mentalność, która – przynajmniej na razie – uniemożliwia budowę silnego państwa na miarę II RP. Ale po Jałcie zostały nam także inne pamiątki, dotykalne jak figurka Dziadka Mroza. To szczątki żołnierzy niezłomnych, wydobywane z ziemi na powązkowskiej „Łączce” i w kilku innych miejscach. Rok po konferencji krymskiej Thomas Stearns Eliot pisał w szkicu „Jedność kultury europejskiej”, że fundamentem naszego kontynentu są wartości duchowe ufundowane na wspólnej historii – dziedzictwo Grecji, Rzymu i Izraela. Prawda jest jednak taka, że jego własne państwo w Teheranie i Jałcie odrzuciło te wartości. W tym samym czasie, gdy nad Tamizą poeta formułował swoje górnolotne przesłanie, nad Wisłą w ubeckich obławach i kazamatach ginęli ostatni obrońcy „jedności kultury europejskiej”, żołnierze niepodległościowego podziemia.

Kontekst programu „Antiques Roadshow” nie pozostawia złudzeń. Podczas gdy Anglicy zbierają skarby kultury użytkowej, my wyciągamy z ziemi kości poległych. Ich złoża wydają się niewyczerpane. Czaszka ludzka, połowa dwudziestego wieku, stan dostateczny, niestety – z tyłu ubytek wielkości kuli. Jak widać, każdy naród ma własne dziedzictwo, które troskliwie czyści z błota, kurzu, poleruje i oddaje do wyceny. Brytyjskie eksponaty trafiają do telewizji, a stamtąd na licytacje, gdzie nieraz osiągają niebotyczne ceny. Nasze nie są na sprzedaż, ale chcielibyśmy się w końcu dowiedzieć, ile są warte dla zachodnich ekspertów. Czy wierność ideałom jeszcze coś znaczy? Ile kosztuje honor? Czy mieszkańcy zachodniej Europy potrafią rozliczyć się z własnej historii i wrócić do wartości duchowych, które są wypisane po polsku na zardzewiałych ryngrafach?