niedziela, 25 lutego 2018

Pejzaż z wielbłądem

Czy to się podoba izraelskiej dyplomacji, czy nie, także Polska jest ofiarą Holokaustu. 

"Gość Niedzielny" nr 8/2018

Cieszę się, że odbyłem już z żoną pielgrzymkę do Ziemi Świętej, bo nie ma pewności, czy w nowych realiach politycznych taka podróż będzie możliwa. Dziś Żydzi gryzmolą obraźliwe hasła na drzwiach polskiej ambasady, jutro mogą nam zakazać wjazdu do Izraela. Według nich, jesteśmy przecież narodem morderców, który ponosi współodpowiedzialność za Holokaust. Żeby umożliwić Niemcom (pst... mówi się: nazistom) eksterminację Żydów, Polacy z premedytacją ponieśli klęskę w kampanii wrześniowej, specjalnie dali sobie wyrżnąć inteligencję, przemyślnie znaleźli się w granicach III Rzeszy i złośliwie trafili do obozu koncentracyjnego Auschwitz jako jego pierwsi więźniowie. Ponieważ antysemityzm wyssali z mlekiem matki, zapewne chcieli sprawdzić na własnej skórze, czy fabryka śmierci poradzi sobie z Żydami.

Wybaczą państwo reductio ad absurdum, ale cóż nam, Polakom, pozostaje? Trudno udowadniać światu, że nie jest się wielbłądem. Dlatego radziłbym polskiemu rządowi zawiesić merytoryczny dialog z Izraelem, przynajmniej do momentu, gdy żydowskie stanowisko stanie się w miarę realistyczne. Racja stanu wymaga dziś ofensywnej polityki historycznej, ale prowadzonej bez rozmywania faktów. Dialog zawsze prowadzi do kompromisu, a jaką ugodę można uzyskać w sprawie wielbłąda? Dogadać się, że jesteśmy wielbłądem tylko trochę? Że zachowaliśmy jednocześnie twarz i kopyta? Albo postawę wyprostowaną i dwa garby?

Albo jest się wielbłądem, albo się nim nie jest. Podczas II wojny światowej kilka państw europejskich rzeczywiście podjęło współpracę z Hitlerem. W „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” brały udział Francja, Rumunia czy Słowacja. Współodpowiedzialność za Holokaust ponoszą też USA i Wielka Brytania, które nie zareagowały na formułowane przez Polaków raporty z Auschwitz i dramatyczne apele o pomoc. Fakt, że władze Izraela miotają dziś oskarżenia pod adresem narodu, który współcierpiał z Żydami i – jako jedyny na świecie – naprawdę starał się ich uratować, to ponura groteska.

Nigdy, nawet pod wpływem emocji wywołanych fałszywymi oskarżeniami, nie wolno nam zapomnieć, że zagłada Żydów była zbrodnią wyjątkową. Choćby dlatego, że Niemcy uzasadniali ją rasowo, a nie politycznie. Kwestionując człowieczeństwo ofiar, odbierali im prawo do życia. Nic dziwnego, że naród żydowski do dziś ma problem z przepracowaniem wojennej traumy. Zachowując empatię, musimy jednak pamiętać, że w wyniku potrójnego ludobójstwa – ze strony Niemców, Sowietów i Ukraińców – straciło życie 6 mln obywateli Rzeczypospolitej. W Katyniu, Palmirach czy na Wołyniu ludzie ginęli tylko za to, że byli Polakami, ale na naszej liście ofiar II wojny światowej figurują również nazwiska z listy izraelskiej. To 3 mln polskich Żydów i osób pochodzenia żydowskiego, zamordowanych przez Niemców w obozach koncentracyjnych.

Dziś władze Izraela próbują przedstawić naszych Żydów jako syjonistycznych separatystów, których Polacy podstępem przetrzymywali nad Wisłą, czekając na oddziały SS. A przecież byli to ludzie urodzeni i wychowani w Polsce, nasiąknięci miejscowymi krajobrazami, współtworzący narodową kulturę. Dla większości żydowskich rodzin, mieszkających tu od pokoleń, Rzeczpospolita stanowiła jedyną ojczyznę. Wśród ofiar niemieckiej fabryki śmierci znaleźli się natchnieni chasydzi i obrotni sklepikarze, strażnicy tradycji i zwolennicy asymilacji, pobożni rabini i zamożni agnostycy, wyznawcy judaizmu i (tak, tak!) katolicy, żarliwi polscy patrioci, artyści, uczeni i społecznicy noszący żydowskie nazwiska, wreszcie Polacy pozbawieni żydowskich korzeni (w samym Auschwitz 150 tys.). Przeciwstawianie sobie w chorej wyobraźni „czystej krwi Żydów” (w obozach) i „czystej krwi Polaków” (poza nimi), to absurd, bo w obozach koncentracyjnych ginęli ludzie, którzy byli – w różnych proporcjach – jednocześnie Żydami i Polakami. Czy to się podoba izraelskiej dyplomacji, czy nie, także Polska jest ofiarą Holokaustu.

Często rozmyślam nad paradoksem polsko-żydowskiego współistnienia. Przez setki lat Żydzi czuli się nad Wisłą szczęśliwi. Może dlatego, że znaleźli się w kraju, który zawierzył Jezusowi z Nazaretu. Oczywiście, nadal po swojemu wypatrywali Mesjasza, ale ten Żyd, który wszystkich grzeszników odkupił, czynił wokół nich cuda. To On podczas wojny natchnął Polaków do ratowania żydowskich bliźnich. To Jego męka i zmartwychwstanie nadają sens bolesnym doświadczeniom obu narodów. Osobiście wciąż wierzę, że Izrael przestanie kiedyś fantazjować i dostrzeże na krzyżu swojego Króla. Tyle że – kruca bomba – mało casu...