Kilka godzin przed ciszą wyborczą zwracam się do tych swoich Czytelników, którzy w drugiej turze zamierzają nie pójść do urn albo oddać głos na Bronisława Komorowskiego. Proszę, przemyślcie to jeszcze raz.
Nie dajcie sobie wmówić, że tegoroczne wybory prezydenckie to rywalizacja „spoconych facetów w pogoni za władzą”. Tragiczny wypadek polskiego samolotu pod Smoleńskiem i dotkliwa powódź czynią te wybory trzecim aktem metafizycznego spektaklu, który może – choć nie musi – przemienić polską mentalność.
W okresie narodowej żałoby wielu z Was odczuło powiew świeżości w życiu publicznym. Kiedy na kilka dni ucichł medialny jazgot, razem wyszliśmy na ulice, by pochylić głowy nad tajemnicą śmierci i zapalić znicze ofiarom katastrofy. Doświadczenie głęboko ludzkiej solidarności, które wtedy się urodziło, nie jest dane raz na zawsze. Trzeba je chronić jak płomyk świecy przed agresją mediów i ideologów.
Hasło Bronisława Komorowskiego brzmi: „Zgoda buduje”. Ale jaka zgoda? Zgoda między rządem a prezydentem oznacza monopol władzy i marginalizację opozycji, a w konsekwencji zignorowanie interesów milionów Polaków. Pomyślcie o wyborcach Jarosława Kaczyńskiego, głównie z Polski południowej i wschodniej. O właścicielach małych gospodarstw rolnych, handlarzach z targowisk, pracownikach budżetówki i ich rodzinach. Czy naprawdę zasługują na pogardę tylko dlatego, że mieszkają na prowincji? Czy jako połowa narodu nie powinni mieć swojej reprezentacji w elicie władzy? Czy ich przekonania, będące wynikiem zakorzenienia na polskiej ziemi, rzeczywiście mają zostać wykluczone z polityki kształtującej ich indywidualne losy?
Czy chcecie takiej zgody, która będzie budowała wyłącznie dobre samopoczucie elit i uprzywilejowanych grup społecznych? Czy nie przeszkadza Wam perspektywa powrotu do sztucznego raju mediów, w którym Janusz Palikot uchodzi za archanioła? Zwłaszcza teraz, po wspólnotowych doświadczeniach smoleńskiej tragedii i powodzi, które uświadomiły nam, że może być inaczej?
Wielu z Was ma wątpliwości, ale wstydzi się do nich przyznać ze względu na modę panującą we własnym środowisku. Open your mind! Nie ma żadnego powodu, żeby traktować jednego z kandydatów jako personifikację nowoczesności, a drugiego jako stracha na wróble. Obaj są godnymi szacunku ludźmi, obaj dostosowują swoje działania do współczesnych wyzwań i są zdolni do dialogu, obaj reprezentują w polityce miliony wyborców. Pytanie, któremu z nich bardziej zależy na zabezpieczeniu interesu Polski jako wspólnoty, także w polityce zagranicznej.
Nie jest wstydem dopuścić te wątpliwości do siebie, wyzwolić się z egoizmu i podjąć decyzję w zgodzie z własnym sumieniem. Tym bardziej, że obowiązkiem inteligencji jest krytyczne myślenie, empatia wobec poniżanych i wyszydzanych, kwestionowanie poglądów własnego środowiska zwłaszcza wtedy, gdy są one jednolite i prowadzą do nieuprawnionego moralnie oraz jałowego intelektualnie triumfalizmu.
Ja decyzję już podjąłem. W drugiej turze wyborów prezydenckich będę głosował na Jarosława Kaczyńskiego.