W najbliższy poniedziałek do księgarń trafi moja nowa książka. „Niebo w gębie” to wybór felietonów o kulturze i duchowości, dzieciach i dorosłych, jedzeniu i piciu, polityce i obyczajach, poezji i piłce nożnej. Ponad dwieście stron refleksji formułowanych z pasją i (auto)ironicznym uśmiechem, zgodnie z mottem zaczerpniętym od Gilberta Keitha Chestertona: „Nie ma kosza na śmieci w domu Pana Boga”. Kopalnia dziwacznych skojarzeń, ryzykownych gier słownych i absurdalnego humoru, spod którego wyłania się obraz współczesnej cywilizacji. Książka złożona z tekstów publikowanych w latach 2005-2010 w tygodnikach „Ozon” i „Gość Niedzielny” ukazuje się nakładem krakowskiego Wydawnictwa Arcana. Zapraszam do lektury!
Marsjanie są narodem kapryśnym. Bywały lata, że odwiedzali nas tłumnie już w sierpniu, pozwalając się dostrzec pojedynczym świadkom i zostawiając po sobie pasy przygniecionego zboża. W tym roku jednak nie chciało się im przylecieć. A skoro nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet uważniej przyjrzał się górze i triumfalnie obwieścił, że na Czerwonej Planecie płynie woda, dzięki której mogły się tam rozwinąć żywe organizmy. „Nawet gdyby w przypadku Marsa życie miałoby zaledwie bardzo prymitywną formę, to i tak jego odnalezienie byłoby najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości!” – emocjonowały się serwisy informacyjne. Cóż, przez dwa tysiące lat byliśmy przekonani, że najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości są narodziny, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, a tu taka niespodzianka. [fragment książki]