wtorek, 25 stycznia 2011

W Matemblewie




Była śnieżna zima 1769 roku.
Mieszkaniec pobliskiej wioski
szedł spiesznie do Gdańska
po lekarza dla ciężko chorej żony,
oczekującej rozwiązania...




Wszystko się zdarzyło pośród ciemnej nocy
sypał śnieg i wicher umocnienia znosił
a on szedł do miasta ze świętej Matarni
chociaż się dusiły ślady pod stopami
w głębi zasp las milczał i milczało niebo
jak dotrzeć do drogi bez kontaktu z ziemią
kiedy czas się kruszy i mnoży bez przerwy
niczym krzew ognisty – jest zbyt późno żeby
iść i nazbyt ciężko by do domu wracać
gdzie się życie w tańcu ze śmiercią obraca
i przez gęsty półmrok przyspieszony oddech
sunie nad posadzką: cóż to za opowieść
której nieustannie światło się wymyka
nie miał sił więc upadł i nagle usłyszał
swój głos jak skanduje w rozpalonym rytmie
wiekuistym blaskiem hartowane imię
czy to język prosił czy błagało serce
nie wiem bo historia nie mówi nic więcej
prócz tego że oda zakrzepła mu w ustach
iskry migotały na śniegowych płótnach
i w sinej zamieci moc się z wiarą sprzęgła
czy to dar – zaiste: łaska niepojęta
jak mam Cię opisać najjaśniejsza Pani
która odsłoniłaś twarz przed jego łzami
mówiąc Idź bo wszystko już się dokonało
wracał więc a słowo razem z nim wracało


Wiersz z tomu Oda na dzień św. Cecylii (1997)

Historia Matemblewa na stronach sanktuarium
Filmowa inscenizacja historii objawienia