niedziela, 18 grudnia 2011

Popiełuszko

Błogosławiony kapelan warszawskiej „Solidarności” nieustannie oświetla Polakom drogę, choć wielu z nas zamknęło oczy i szuka właściwego kierunku po omacku.
















Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 14 grudnia 2011

Są filmy, które na pierwszy rzut oka wydają się majstersztykiem, ale oglądane ponownie – nudzą. Są też takie, które dopiero przy kolejnych podejściach ukazują swoją prawdziwą wartość. Nie dają spokoju, wykraczają poza artystyczną konwencję, prowokują do myślenia o sprawach życia i śmierci. Kiedy w 2009 r. na ekrany polskich kin wchodził dramat Rafała Wieczyńskiego „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, koledzy znający się na filmowej kuchni skutecznie mi go odradzili. Film obejrzałem kilka miesięcy później na DVD. Pierwszy raz z dystansem, drugi raz w skupieniu, trzeci – ze łzami w oczach. Miłośnicy filmowego sushi faktycznie mogli się poczuć zdegustowani. Ja sushi nie zamawiałem.

Na jednym ze specjalistycznych portali jakiś wyrobiony (w postkomunistycznej betoniarce) recenzent postawił zarzut, że filmowy ks. Jerzy jest zbyt pokorny: „Początkowo wydaje się, że postać będzie ewoluować (...) – zacznie nabierać charyzmy i siły. Tak się jednak nie dzieje, więc widz za cholerę nie wie, czym Popiełuszko przyciąga do siebie tyle osób”. Obawiam się jednak, że ta niewiedza gorzej świadczy o mentalności obywateli III RP niż o twórcach filmu. Kto kojarzy charyzmę i siłę z nienawiścią, nie jest w stanie choćby zbliżyć się do tajemnicy człowieka, który w ciemnej nocy stanu wojennego niósł Polakom światło Chrystusa.

Ten paschał wciąż płonie – w ciemnościach fundowanych nam przez obecną władzę i jej medialnych funkcjonariuszy. Jeden z bohaterów filmu Joanny Lichockiej „Przebudzenie” mówi wprost, że pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu odczuł duchową obecność ks. Jerzego Popiełuszki. Nie tylko on. Błogosławiony kapelan warszawskiej „Solidarności” nieustannie oświetla Polakom drogę, choć wielu z nas zamknęło oczy i szuka właściwego kierunku po omacku.

Podobnie jak 30 lat temu, światło Chrystusa nie prowadzi do nienawiści, lecz odsłania perspektywę autentycznej wolności. „Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia” – mówi do nas ks. Jerzy. I jeszcze: „Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym”.

Ludzie dzisiejszej władzy i mediów udają, że boją się naszego politycznego radykalizmu, który rzekomo może przerodzić się w przemoc. Chcieliby, żebyśmy wybrali drogę na skróty i zaczęli rzucać w nich kamieniami, bo wtedy sami sobie odebralibyśmy charyzmę i siłę. W gruncie rzeczy jednak drżą przed blaskiem prawdy, który oświetla starannie poukrywane w ciemnych kątach zło, kłamstwo, zbrodnię, pychę, pogardę dla prostych ludzi. Choćbyśmy mieli w swoich szeregach milion atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, to nie uda się nam zmienić Polski bez oparcia w Bogu. Cały nasz potencjał bierze się z faktu, że smoleńskie znicze, pochodnie i wiersze odpalamy od Chrystusowego paschału. Dopóki tak jest, światło będzie świecić w ciemności i ciemność go nie ogarnie.

Beneficjenci III RP nie chcą dostrzec aktualności słów ks. Popiełuszki: „Naród ginie, gdy brak mu męstwa, gdy oszukuje siebie, mówiąc, że jest dobrze, gdy jest źle, gdy zadowala się tylko półprawdami”. Ale i my musimy przyjąć istotę trudnej mowy ks. Jerzego: „Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości”.

Tytuł filmu Joanny Lichockiej często spotyka się z komentarzem: „Przebudzenie? Jakie przebudzenie?! Przecież znów przegraliśmy w wyborach!”. No i co z tego? Czy misja kapelana warszawskiej „Solidarności” przyniosła natychmiastowy efekt polityczny? Przeciwnie: zaprowadziła księdza do bagażnika esbeckiego samochodu, a później na dno zalewu pod Włocławkiem. To przypadek skrajnie dramatyczny, ale zasada jest uniwersalna: świadectwo prawdzie zawsze prowadzi na krzyż. Dopiero gdy odnajdziemy w tym krzyżu sens chwalebnego drzewa zbawienia, odzyskamy prawdziwą wolność. Będziemy wrastać w jego korzenie, w jego gałęziach odpoczywać.