Pan Kiszczak był chory i leżał w łóżeczku. I przyszedł pan doktor. – Jak się masz, koteczku? – Źle bardzo – i łapkę wyciągnął do niego. Wziął doktor i zaraz opuścił chorego. A później się z sądem opinią podzielił: – Można go przesłuchać, lecz tylko w pościeli!
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 12 czerwca 2013
Tak właśnie w III RP przebiegają procesy komunistycznych zbrodniarzy. Oskarżeni rzadko pojawiają się w sali rozpraw, za to chętnie poddają się badaniom lekarskim. Ale tylko do południa, bo później muszą wyskoczyć na bazarek po produkty na obiad. – Sam pan rozumie, panie doktorze. Żona prosiła.
Wcale nie uważam, że dziś komunistyczni zbrodniarze mają siedzieć w więzieniu. Większość z nich powinna już być na wolności po odsiedzeniu 20-letnich wyroków. Fakt, że ich nie dostali, jest jednym z najbardziej oczywistych dowodów ciągłości między PRL a III RP. Wojciech Jaruzelski zauważył kiedyś trzeźwo na marginesie sprawy płk. Ryszarda Kuklińskiego: „Jeżeli przywróci się cześć, honor i uniewinni Kuklińskiego, to znaczy, że to my nie mamy czci, honoru – i że to my jesteśmy winni”. Rehabilitacja bohatera narodowego, który podjął samotną misję wywiadowczą przeciwko Sowietom, dokonała się dopiero w 1997 r., co samo w sobie źle świadczy o kondycji państwa polskiego. Mimo wszystko jednak została doprowadzona do końca, czego nie da się powiedzieć o procesach sowieckich zauszników. Wprawdzie w wierszyku Stanisława Jachowicza odnajdujemy archaiczny związek przyczynowo-skutkowy: „Kotek przebrał miarę; musiał więc nieboraczek srogą ponieść karę”, ale to moralizm dla grzecznych dzieci. W ponowoczesnej prozie życia obowiązuje inna narracja.
Jak żyć w państwie, które nie chce bronić ofiar stanu wojennego, gardząc elementarną zasadą sprawiedliwości? Bronisław Komorowski, który ustanowił swoje urodziny świętem narodowym, ma dla nas jedną radę: optymizm. Musimy – tak powiedział: „musimy” – nauczyć się okazywać radość, a wtedy polskie życie stanie się piękniejsze. Ani Marek Piwowski, ani Stanisław Tym nie są bohaterami mojej bajki, jednak każdy, kto choć raz obejrzał „Rejs”, przyzna, że ostatnie wypowiedzi Komorowskiego przypominają filmowy monolog kaowca o tym, że potrzeba nam zdrowych, wesołych, optymistycznych piosenek z akcentami humorystycznymi.
– Ale skąd się łzy biorą? – pyta poeta, a razem z nim pytają rodziny ofiar komunistycznego terroru, wykluczeni z życia publicznego patrioci, nie mówiąc już o tych Polakach, którzy wskutek nieudolnej polityki państwa cierpią na poziomie ekonomicznym. Tylko czekać, aż prezydent przeniesie nas wszystkich do sekcji gimnastycznej, żebyśmy w kolektywie nabrali więcej optymizmu życiowego.
Za ostentacyjne manifestowanie rozgoryczenia i desperacji z pewnością odpowie mężczyzna, który protestując przeciwko zawieszeniu procesu Kiszczaka, rzucił tortem w panią sędzię. Nie jest bowiem tak, że polskie sądy są zupełnie niesprawne. Są niesprawne głównie wtedy, gdy mają rozstrzygać o winie komunistycznych zbrodniarzy. Reszta narodu – zgodnie z sugestią Komorowskiego – powinna nieustannie zadawać sobie pytanie: „Czy wszystko, co mi wolno, jest wolnością? Czy każdy zakaz lub zobowiązanie jest ograniczeniem wolności? Jak łączyć wolność z odpowiedzialnością i prawem?”.
Kto chce dziś pamiętać o zabitych i rannych górnikach z kopalni „Wujek”? Ich dramat należy do historii. Co innego garsonka pani sędzi, umazana bitą śmietaną przez nieodpowiedzialnego sprawcę. Czy oskarżony pomyślał o tym, jaką traumę szykuje kobiecie? Czy wziął pod uwagę, że może doprowadzić do płaczu funkcjonariusza państwowego? Wyjaśnienie tej zbrodni i bezwzględne ukaranie winnych leży w żywotnym interesie III RP. Żyjemy w końcu nie tylko w krainie uśmiechu, ale i w państwie prawa.