Zgrzebny krzyż przed pałacem prezydenta i ci ludzie zmęczeni, poranieni, wyszydzeni, często nie potrafiący zapanować nad nerwami... – chyba ostatni znak, jaki nam został po Smoleńsku. My już wróciliśmy do domów. Nie jesteśmy przecież awanturnikami, cenimy porządek na ulicach i mamy poczucie dobrego smaku. Oni tam zostali. Grupa wyrzutków wołających o pamięć, prawdę, wolność i uszanowanie ludzkiej godności. Nie godzących się z tezą, że nic się nie stało. Przekonanych, że ofiara dla ojczyzny zasługuje na cześć, a podłość powinna być nazwana po imieniu. Sterczą pod zbitym z belek krzyżem, na którym nie ma nikogo. Gdzie się podział Ukrzyżowany? A jeśli przechodzi pośród nich, bliźniaczo do nich podobny, niezidentyfikowany przez media? Ten, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.