środa, 29 września 2010

Niebo w gębie

W najbliższy poniedziałek do księgarń trafi moja nowa książka. „Niebo w gębie” to wybór felietonów o kulturze i duchowości, dzieciach i dorosłych, jedzeniu i piciu, polityce i obyczajach, poezji i piłce nożnej. Ponad dwieście stron refleksji formułowanych z pasją i (auto)ironicznym uśmiechem, zgodnie z mottem zaczerpniętym od Gilberta Keitha Chestertona: „Nie ma kosza na śmieci w domu Pana Boga”. Kopalnia dziwacznych skojarzeń, ryzykownych gier słownych i absurdalnego humoru, spod którego wyłania się obraz współczesnej cywilizacji. Książka złożona z tekstów publikowanych w latach 2005-2010 w tygodnikach „Ozon” i „Gość Niedzielny” ukazuje się nakładem krakowskiego Wydawnictwa Arcana. Zapraszam do lektury!

Marsjanie są narodem kapryśnym. Bywały lata, że odwiedzali nas tłumnie już w sierpniu, pozwalając się dostrzec pojedynczym świadkom i zostawiając po sobie pasy przygniecionego zboża. W tym roku jednak nie chciało się im przylecieć. A skoro nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet uważniej przyjrzał się górze i triumfalnie obwieścił, że na Czerwonej Planecie płynie woda, dzięki której mogły się tam rozwinąć żywe organizmy. „Nawet gdyby w przypadku Marsa życie miałoby zaledwie bardzo prymitywną formę, to i tak jego odnalezienie byłoby najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości!” – emocjonowały się serwisy informacyjne. Cóż, przez dwa tysiące lat byliśmy przekonani, że najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości są narodziny, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, a tu taka niespodzianka. [fragment książki]

wtorek, 28 września 2010

Manifest Solidarności 2010

Co kierowało Polakami, którzy w Sierpniu’80 masowo przystępowali do strajków albo wychodzili z domów, żeby gromadzić się pod bramami zakładów pracy, w kościołach, na ulicach?

Głód prawdy. Mieli dość propagandy rozpowszechnianej przez upartyjnione media.
Głód sprawiedliwości. Nie godzili się na ograniczanie swobód obywatelskich, zwalnianie z pracy, szykanowanie za poglądy.
Głód godności. Czuli się wykluczeni, zepchnięci na margines, wzgardzeni przez władzę.
Głód niepodległości. Marzyli o ojczyźnie wolnej od sowieckich wpływów.
Głód zbiorowej pamięci. Chcieli bez przeszkód czcić swoich poległych; żądali budowy pomnika stoczniowców zamordowanych w Grudniu’70.

Tak powstała „Solidarność” – dziesięciomilionowa wspólnota obywateli, którzy uwierzyli, że razem są w stanie zmienić swój los. Ich siłą, oprócz liczebności, był idealizm, przekonanie, że tym, co porządkuje rzeczywistość społeczną, jest moralność. Do walki o Polskę wolną i sprawiedliwą przystępowali bez środków politycznych, medialnych, instytucjonalnych. Cały ich arsenał składał się z postaw moralnych, takich jak odwaga cywilna, lojalność, honor czy bezinteresowność. A jednak udało się im naruszyć struktury kłamstwa.

Niestety, historia III Rzeczypospolitej jest kroniką marzeń. Niespełnionych, bo nieustannie blokowanych przez ludzi postkomunistyczno-postsolidarnościowego sojuszu. Kłamstwo, które po 1989 roku przedostało się do mechanizmów państwa, zamienia polską politykę w socjotechniczną grę, oderwaną od rzeczywistości społecznej, służącą wąskim grupom interesów. To przez nie tak trudno z radością świętować kolejne rocznice upadku komunizmu. To ono nieustannie dzieli polski naród.

Musimy się policzyć na nowo

Polską rządzi dziś jedna partia. Jej przedstawiciele zachowują się tak, jakby demokratyczna legitymacja do sprawowania władzy dawała im prawo do ignorowania wrażliwości i interesów olbrzymiej części narodu. Większość mediów rozpowszechnia partyjną propagandę, często wyrażaną w formie mowy nienawiści, w sposób nieobiektywny przedstawiając wszelkie działania opozycji i najważniejsze wydarzenia publiczne, takie jak obrona krzyża pod pałacem prezydenckim czy obchody trzydziestolecia „Solidarności”.

Wydawało się, że po katastrofie smoleńskiej media, które przez wiele miesięcy prowadziły nagonkę na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, premiera Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawo i Sprawiedliwość, zaczną dbać o obiektywizm. Niestety, kampania nienawiści przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu nasiliła się do tego stopnia, że nie ma już nic wspólnego nie tylko z elementarną przyzwoitością, ale i ze zdrowym rozsądkiem. Prezes PiS w sposób rażąco nieadekwatny do faktów kreowany jest na demiurga wszelkiego zła. Nawet jego milczenie bywa przez media interpretowane skrajnie negatywnie.

Taka praktyka ugruntowuje klimat społeczny, sprzyjający aktom nietolerancji, pogardy i agresji wobec kilku milionów Polaków. Ludzie domagający się godnego uczczenia ofiar i wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, krytycy serwilistycznej polityki rządu wobec Rosji, sympatycy PiS i NSZZ „Solidarność”, słuchacze Radia Maryja, niezależni twórcy i publicyści są obrzucani inwektywami w internecie, prześladowani w miejscach pracy, izolowani w lokalnych środowiskach.

Podobnie jak trzydzieści lat temu, odczuwamy głód prawdy, sprawiedliwości, godności, niepodległości i zbiorowej pamięci. Pora wypełnić testament poległej w Smoleńsku Anny Walentynowicz. Musimy się policzyć na nowo.

Prawda i pamięć o Smoleńsku

W katastrofie smoleńskiej zginęło 96 przedstawicieli państwa polskiego pragnących złożyć hołd ofiarom zbrodni katyńskiej, w tym prezydent Rzeczypospolitej z małżonką, dowódcy wojska, szef Instytutu Pamięci Narodowej i liderzy środowisk patriotycznych.

Nie godzimy się, by jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski było trywializowane, a pamięć o jego uczestnikach bezczeszczona. Za swój patriotyczny obowiązek uznajemy żądanie wyjaśnienia genezy, przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. W procesie ustalania prawdy muszą zostać uwzględnione wszelkie możliwe scenariusze, w tym prawdopodobieństwo zamachu.

Jesteśmy oburzeni zarówno postawą polskiego rządu, który oddał śledztwo stronie rosyjskiej, jak i sposobem działania Rosjan: biurokratyczną opieszałością, utrudnianiem dostępu do dokumentów, niszczeniem dowodów, profanacją miejsca tragedii. Jednocześnie z głębokim niepokojem obserwujemy zwrot w polskiej polityce zagranicznej ułatwiający Rosji objęcie naszego kraju strefą własnych wpływów.

Chcemy bez przeszkód czcić swoich poległych. Domagamy się budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, którego forma i umiejscowienie będą adekwatne do rangi wydarzenia i satysfakcjonujące dla wszystkich środowisk patriotycznych. Wyrażamy ubolewanie z powodu przedmiotowego traktowania przez obecnego prezydenta i władze Warszawy obrońców krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Za szczególną nieodpowiedzialność uznajemy dopuszczenie do aktów agresji i profanacji symboli pamięci ze strony zorganizowanych grup chuliganów.

Nie jesteśmy aktorami

W pełni solidaryzujemy się z autorami i bohaterami filmu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego „Solidarni 2010”, będącego dokumentalnym zapisem nastrojów społecznych w dniach narodowej żałoby. Umożliwienie wypowiedzi przed kamerami ludziom ignorowanym przez główne media uważamy za szczególnie cenny przejaw dziennikarskiej sumienności i szacunku dla demokracji.

Istnienie wielkiego ruchu społecznego po katastrofie smoleńskiej jest faktem. Renesans nastrojów patriotycznych, pragnienie godnego uczczenia ofiar i moralnej odnowy życia publicznego to spontaniczne reakcje na narodową tragedię, żywe doświadczenie milionów Polaków. Apelujemy do polityków partii rządzącej i głównych mediów o zaprzestanie wpisywania tego naturalnego zjawiska w kontekst doraźnej walki politycznej. Nie jesteśmy aktorami. Do wspólnych wystąpień skłania nas wiara chrześcijańska, indywidualne sumienie, troska o los ojczyzny i niezależne myślenie.

Przysięgamy być wierni wezwaniu Zbigniewa Herberta: „Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze/ ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych”. Solidaryzujemy się ze wszystkimi Polakami, którzy cierpią wskutek monopolu władzy i mediów. Domagamy się przywrócenia elementarnych warunków demokratycznej debaty publicznej: poszanowania prawdy, rezygnacji z mowy nienawiści, szacunku dla wrażliwości i argumentów wszystkich grup społecznych.

Swoją walkę o godność będziemy prowadzić, wskrzeszając idee „Solidarności”. Tylko w masowym ruchu społecznym, łączącym ludzi bez względu na wiek, wykształcenie i status materialny, mamy szansę zwyciężyć kłamstwo obecne w życiu publicznym. Naszymi patronami są papież Jan Paweł II, ksiądz Jerzy Popiełuszko, Zbigniew Herbert, Anna Walentynowicz i Lech Kaczyński. Wspólnie pragniemy realizować marzenie poległego w Smoleńsku prezydenta o Polsce silnej i sprawiedliwej. Chodźcie z nami!

Tekst jest autorską formą poparcia dla powstającego Stowarzyszenia „Solidarni 2010”.

środa, 22 września 2010

Spotkanie autorskie w Chorzowie

W czwartek 23 września będę gościem Szymona Babuchowskiego w Starochorzowskim Domu Kultury - Galeria na Strychu, ul. Siemianowicka 59. Zaprezentuję utwory z "Podziemnych motyli" i kilka wierszy o Polsce z przygotowanego do druku tomu "De profundis". Oprawa muzyczna: Zofia Kleiman (skrzypce). Spotkanie zorganizowane w ramach cyklu Czwartkowe Podwieczorki Literackie rozpocznie się o godz. 19.00. Zapraszam!

niedziela, 19 września 2010

Podziemne motyle

Niewidoczne dla świata, ale nie dla Boga.

Felieton z tygodnika "Gość Niedzielny" nr 37/2010

Ten tytuł wymyślił dla mnie Bohuslav Reynek – zmarły w 1971 roku poeta i grafik, który niemal całe życie spędził w rodzinnym majątku we wsi Petrkov na Wyżynie Czesko-Morawskiej. Gdy w 1948 roku majątek stał się częścią Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, Reynek został w niej zatrudniony jako zwykły robotnik. Objęty przez komunistów zakazem druku, gotował ziemniaki dla świń, a w wolnych chwilach modlił się i tworzył. W mikrokosmosie wiejskiego pejzażu dostrzegał biblijne znaki, które po odczytaniu pozwalają oswoić codzienne umieranie i dają chrześcijańską nadzieję. Szczególnie uważnie przyglądał się ścieżkom kotów, ptaków i owadów.

Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z twórczością Reynka, ogromne wrażenie zrobił na mnie tytuł jednego z jego tomików: „Podzimní motýli”. Od razu wyobraziłem sobie kolorowe skrzydła rozpostarte w absolutnej ciemności, niewidoczne dla świata, ale nie dla Boga. W kontrastowym zestawieniu czerni i barw, zamknięcia i wolności, ciężaru i lekkości było coś niezwykłego, może nawet mistycznego. Metafora Reynka mogła odnosić się do oczekujących zbawienia dusz zmarłych, ale i do nas wszystkich, umierających każdego dnia od samotności, ubóstwa, choroby albo od ludzkich języków. W jaki sposób, stając w obliczu upokorzeń, ocalić pokój serca i poczucie wolności? Czy w mroku codzienności da się rozwinąć skrzydła?

Przez kilka lat chodziłem z tym obrazem w głowie, zazdroszcząc czeskiemu poecie wyobraźni. Aż przypadkiem natknąłem się w słowniku na wyraz „podzim”, czyli… „jesień”. Okazało się, że tytuł tomu Reynka naprawdę brzmi „Jesienne motyle”, a moja wizja podziemnych istot była konsekwencją nieznajomości języka. Oczywiście nie mogłem pozwolić, by nagle osierocona metafora pozostała jedynie w mojej głowie. Tak powstał tom „Podziemne motyle” i jego wiersz tytułowy: „Podobne do greckich bóstw/ szybują głęboko w ciemności/ nad zbiornikami termalnych wód/ pośród zwęglonych drzew// ich skrzydła wciąż kolorowe/ targane magnetycznym wiatrem/ wybrzuszają się jak wrzucone/ do ognia fotografie// wyklęte przez owadzi świat/ nienotowane w atlasach przyrody/ czekają aż skończy się czas/ i pęknie kokon ziemi”.

Obraz został zamknięty w poezji, książka wydana. Ale podarowana mi metafora nie zamierzała mnie opuścić. Wydostawała się z klatki wiersza i dopadała mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Na przykład w trakcie lektury archiwalnej wypowiedzi Donalda Tuska. W ankiecie miesięcznika „Znak” z 1987 roku przyszły premier pisał, że „polskość to nienormalność”, która „nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu”. I cytował fragment „Szkiców piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego: „To nie jest życie, to ciągła tymczasowość życia motyla. I dlatego w charakterze naszym jest tyle motylich cech, przypominających tego owada. Jakim cudem mamy być mrówkami?”.

Dla Tuska wyższość mrówek nad motylami była oczywista, dla mnie nie. Bo czy motyle są mniej normalne niż inne owady? Na pewno są bardziej niezwykłe, kolorowe, żyją krócej, intensywniej, nie przejmują się presją tego świata, bo noszą w sobie potencjał wieczności. Ale przecież zostały stworzone przez Boga tak samo jak mrówki. Nie muszą się wstydzić swoich skrzydeł. Mają prawo latać nad mrowiskami i nikt nie powinien od nich żądać, by wyzbyły się własnej natury.

Schodząc na chwilę w krainę mitu, który – wbrew sugestii Tuska – głupi nie jest, pomyślałem, że gdyby poprzedzić słowo „motyle” epitetem „podziemne”, byłoby to najtrafniejsze i najpiękniejsze określenie Polaków, jakie w życiu słyszałem. W tym kontekście nasza zbiorowa pogarda śmierci okazałaby się cnotą ewangeliczną, a historyczny termin „Polskie Państwo Podziemne” brzmiałby niemal jak Tolkienowskie „Śródziemie”. Prawda ukryta w mitach jest może nieczytelna dla dzisiejszego świata, ale czytelna dla Boga.

Szczerze mówiąc, sądziłem, że po objawieniu się w refleksji politycznej podziemne motyle posłusznie wrócą do mojej książki. Ale one postanowiły dotknąć mnie bardzo konkretnie również w moim prywatnym życiu.

„Kto wie, czy do przeciwników Wojciecha Wencla, a więc banalistów, progresistów i piurblagistów, nie dołączą teraz… abstynenci. Wszystko za sprawą arcydzielnej »Ody do śliwowicy« stanowiącej ukoronowanie nowego tomu wierszy Wencla »Podziemne motyle«. Opis pędzenia i spożywania tego szlachetnego trunku na czeskiej prowincji przeistacza się w teologiczne w istocie, niezwykłe rozważania nad związkiem życia i umierania oraz cierpienia i szczęścia” – napisał przekornie Maciej Urbanowski w „Rzeczpospolitej”.

Zabawne, że w momencie opublikowania tej recenzji od kilku miesięcy nie miałem w ustach ani grama alkoholu. Z podobnymi do siebie miłośnikami śliwowicy, którzy uwierzyli, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie, spotykałem się regularnie w podziemiach budynku przy kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Gdańsku-Wrzeszczu. Podczas jednego z tych wspólnotowych spotkań do salki wleciał przez okno… wielki motyl. Przez chwilę krążył nad naszymi głowami, a potem usiadł na ścianie i rozwinął skrzydła. Pomyślałem, że wszyscy tutaj jesteśmy do niego podobni. Uwolnieni z kokonu, dojrzewający pod ziemią. Anonimowi dla świata, ale nie dla Boga.

piątek, 17 września 2010

Polecam portal KRESY.PL

Dokładnie 71 lat temu w wyniku sowieckiej agresji utraciliśmy wschodnie Kresy. Ale wciąż mamy tam po co wracać. Te same rzeki płyną tymi samymi dolinami, na wzgórzach bieleją ruiny twierdz, kościołów, dworów magnackich, a w ziemi spoczywają kości naszych zmarłych. Na terenach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi, Litwy nadal mieszka wielu Polaków, którzy nigdy nie wyjechali ze swojej ojczyzny. Do tego po części mitycznego, po części współczesnego świata prowadzi portal KRESY.PL, od dziś w nowej, znakomitej szacie graficznej. Gorąco polecam!

piątek, 10 września 2010

czwartek, 9 września 2010

Granica















Artur Grottger, Bitwa (detal), 1866

Żyli na granicy
mieszkali w namiotach spotkania
na szczytach gór karmili
głodne anioły

gdy inni drżeli przed śmiercią
oni dreptali na drugą stronę
jak się idzie po chleb
albo poranną gazetę

wchodzili wychodzili nie domykali drzwi
po drodze gubili w sieni
monety spinki guziki
blaszki z orłem w koronie

nie można było ustalić
skąd dobiegają głosy
gdy ich poeci nawoływali się
o wschodzie słońca

Jeden z trzech moich nowych wierszy, które zostały opublikowane w 2/2010 numerze kwartalnika literackiego „Wyspa”.  

wtorek, 7 września 2010

Bojkot

Bojkotuję media: Gazeta Wyborcza, Polska – The Times, Polityka, Wprost, Newsweek Polska, Przekrój, Tygodnik Powszechny, TVN 24, Radio Zet, Eska Rock, TOK FM.











Zbigniew Herbert
POTĘGA SMAKU 

Pani Profesor Izydorze Dąmbskiej

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia

[...]

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie

Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa

(z tomu "Raport z oblężonego Miasta", 1984)

Tylko świnie siedzą w kinie. Potrzeba walki cywilnej

Medialna nagonka na Jarosława Kaczyńskiego, mająca ugruntować jego fałszywy obraz wśród wyborców, jest działaniem jaskrawo antydemokratycznym.

Po katastrofie smoleńskiej i zwycięstwie Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich PO przejęła całą władzę w Polsce. Prowadzona przez Lecha Kaczyńskiego polityka ochrony niepodległości przez współpracę z innymi państwami narażonymi na wpływy Rosji została przekreślona. Celem rządzących jest ścisła współpraca z Kremlem, o czym świadczy choćby niedawny udział szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa w naradzie polskich ambasadorów. Wszystko wskazuje na to, że zamiast wypracowywać twardą politykę wobec Rosji w ramach Unii Europejskiej rząd Donalda Tuska będzie najpierw konsultował polskie stanowisko z rosyjskimi politykami, a następnie przedstawiał wspólne ustalenia w Brukseli. Ktokolwiek pytał ironicznie, jaki interes mogłaby mieć Rosja w katastrofie smoleńskiej, ma szansę wrócić do rzeczywistości, bo ten interes właśnie jest realizowany.

Otwartość rządzących na wpływy Rosji to poważny problem, który można rozwiązać wyłącznie drogą stricte polityczną. Żeby możliwy był powrót do racjonalnej polityki zagranicznej, trzeba poczekać do wyborów parlamentarnych i liczyć na masowe odwrócenie się Polaków od propagandy opartej na wychwalaniu społecznego egoizmu („Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno”) i nienawiści do PiS.

Tę propagandę rozpowszechniają dziś media masowe. Większość z nich dawno przekroczyła granicę dzielącą informację od manipulacji. Oczywiście, demokratyczne media mogą publikować różne opinie. Mają jednak również obowiązek rzetelnego informowania odbiorców o wydarzeniach publicznych. Tymczasem niemal każda taka informacja, poczynając od tytułu, a kończąc na zdjęciach, służy dyskredytacji Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS w sposób rażąco nieadekwatny do faktów kreowany jest na demiurga wszelkiego zła, symbol agresji i małostkowej żądzy władzy. Nawet jego milczenie bywa przez media interpretowane skrajnie negatywnie. Z kolei nikczemna retoryka niektórych polityków PO, w żaden sposób nie mieszcząca się w standardach debaty publicznej, przedstawiana jest w kategoriach happeningu lub uprawnionej krytyki społecznej. Ta długotrwała medialna nagonka na Jarosława Kaczyńskiego, mająca ugruntować jego fałszywy obraz wśród wyborców, jest działaniem jaskrawo antydemokratycznym.

Wydawało się, że po 10 kwietnia główne polskie media zaczną w większym stopniu dbać o obiektywizm. Niestety, kolejne wydarzenia, jak obrona krzyża pod pałacem prezydenckim czy obchody trzydziestolecia „Solidarności”, prezentowane są w sposób całkowicie jednostronny. Nagonka na Jarosława Kaczyńskiego nasiliła się do tego stopnia, że nie ma już nic wspólnego nie tylko z elementarną przyzwoitością, ale i ze zdrowym rozsądkiem. Ponieważ demokratyczna debata praktycznie przestała istnieć, nie jest już możliwa normalizacja sytuacji drogą wymiany argumentów. Ludzie, którzy dostrzegają fałsz w sferze komunikacji społecznej, mają dwa wyjścia: albo będziemy milczeć, dając mediom legitymację do dalszego prowadzenia działań niezgodnych z demokracją, albo zbiorowo wyartykułujemy swój sprzeciw wobec ich manipulacji.

Osobiście jestem zwolennikiem powrotu do wybranych metod walki cywilnej, która podczas okupacji zabezpieczała Polaków przed wpływami niemieckiej propagandy. Roboczo, na podstawie historycznego wzoru, formułuję zasady:

1. Bojkot wszelkich działań zmierzających do osłabienia ducha w społeczeństwie, szczególnie prób pomniejszenia rangi katastrofy smoleńskiej i pamięci bohaterów, którzy 10 kwietnia 2010 roku polegli za ojczyznę.

2. Bojkot stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych, czasopism i dzienników jednostronnie i niezgodnie z rzeczywistością przedstawiających polskie życie publiczne, prowadzących nagonkę (nie mylić z merytoryczną krytyką) na Jarosława Kaczyńskiego.

3. Bojkot towarzyski publicystów uczestniczących w tej nagonce.

4. Bojkot wszelkiego rodzaju imprez rozrywkowych i kulturalnych organizowanych przez antydemokratyczne media.

5. Utrzymywanie na najwyższym poziomie poczucia honoru narodowego i solidarności z ludźmi wykluczonymi bądź wyszydzonymi przez media (obrońcy krzyża, mieszkańcy wschodniej Polski, słuchacze Radia Maryja, członkowie NSZZ „Solidarność” i inni)

6. Rozwijanie własnego patriotyzmu (poznawanie historii, literatura piękna, podróże śladami przodków) i aktywność społeczna: promowanie postaw patriotycznych w środowisku rodzinnym, miejscu pracy, szkole (nauczyciele), internecie (autorzy blogów, uczestnicy portali społecznościowych).

7. Udzielanie pomocy ofiarom medialnego monopolu: osobom dyskredytowanym w artykułach z powodów ideologicznych, zwalnianym z pracy (sprawa Wyższej Szkoły Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza), podawanym do sądu, szykanowanym za poglądy.

Ponieważ nie mamy struktur umożliwiających zorganizowanie zbiorowego oporu, zaczynam od siebie. I rzucam hasło walki cywilnej pod rozwagę tych z państwa, którzy – podobnie jak ja – dostrzegają w medialnej propagandzie tendencję sprzeczną z demokracją i polską racją stanu. Listę mediów zasługujących na bojkot niech każdy ustali według własnego uznania. Moja liczy kilkanaście pozycji.

środa, 1 września 2010

Zakłamywanie „Solidarności”

Czytając gazety i oglądając telewizję, można dojść do wniosku, że dziedzictwo „Solidarności” sprowadza się do idei zawartej w piosence disco polo: „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina. Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna. Hej, hej, bawmy się. Hej, hej, śmiejmy się”.

Podobno tak „Solidarność” jest postrzegana w Europie i nie wolno nam tego wizerunku niszczyć. Ruch społeczny będący reakcją na kłamstwo i ograniczanie wolności przez władzę ma być upamiętniany przez powszechne bratanie się, słuchanie muzyki pop i przeprowadzanie staruszek przez jezdnię. Słowo „Solidarność”, pierwotnie odnoszące się do wspólnoty „poniżonych i bitych”, ma opisywać relacje wszystkich ze wszystkimi. Solidaryzować się z sobą mają nie tylko ci, których skrzywdzono, oszukano i pozbawiono godności. Zresztą oni są tu najmniej ważni. Po pierwsze, należy solidaryzować się z byłymi opozycjonistami, którzy w kolejnych latach sprzeniewierzyli się dawnym ideałom, a nawet z emerytowanymi przedstawicielami komunistycznej władzy. Bo „święto wolności” i „bezkrwawa rewolucja” to nasze wspólne produkty, które świetnie sprzedają się na Zachodzie.

Dla rządzącego dziś Polską polityczno-medialnego sojuszu „Solidarność” jest marką wyabstrahowaną z historycznego kontekstu. Ktokolwiek ośmieli się kwestionować autentyczność tej marki, będzie uznany za wichrzyciela. Trzeba się solidaryzować, słuchać muzyki pop i uśmiechać się od ucha do ucha. Nie wolno gwizdać, tupać i buczeć. Takie zachowanie to „żenujący spektakl”, „skandal” i „kompromitacja”. Zawłaszczeniu i reinterpretacji poddano nie tylko historyczną nazwę ruchu, ale i cały zestaw związanych z nią pojęć aksjologicznych. Dla mediów i polityków PO głosem sumienia „Solidarności” nie są spontaniczne reakcje na fałszującą rzeczywistość retorykę Donalda Tuska. Są nim upomnienia Henryki Krzywonos kierowane w stronę ludzi uwrażliwionych na manipulacje władzy.

„Obecna Solidarność poza znakiem graficznym nie ma nic wspólnego z tradycjami Sierpnia i odwagą jego przywódców w stanie wojennym” – napisali w liście otwartym m.in. Bogdan Borusewicz, Andrzej Celiński, Władysław Frasyniuk i Lech Wałęsa. Czy mają rację? A może powinni sięgnąć do historycznych opracowań, skoro nie pamiętają już z własnego doświadczenia, czym była „Solidarność”? Ruch moralnej rewolucji, pełen wewnętrznej empatii, ale i herbertowskiej pogardy wobec zdrajców, tchórzy, karierowiczów i przedstawicieli komunistycznej władzy. Oburzenie sygnatariuszy listu można wytłumaczyć tylko ich urażoną ambicją. Bo oto znaleźli się po tej drugiej, złej stronie, traktowani z nieufnością przez szeregowych związkowców. Dostali porcję gwizdów, choć liczyli na pomniki.

Czy jednak oni i inni idole TVN24 powinni się temu dziwić? Dzisiejsza „Solidarność” jest innym związkiem niż dawniej. Mniej w niej moralnych uniesień, więcej pracy u podstaw. Ale wyczulenie na kłamstwo w życiu publicznym zostało. Trzydziesta rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych powinna stać się okazją do rachunku sumienia dla tych, którzy poszli na kompromis z komunistami, a później konsekwentnie bronili ich interesów, dla tych, którzy obalali rząd Jana Olszewskiego i inwigilowali prawicową opozycję, dla tych, którzy polityczną karierę związali z SLD, wreszcie dla tych, którzy wspólnie z posłem z Biłgoraja reprezentują dziś cyniczną partię władzy i pogardy dla „najgorzej zarabiających”. Powinna, ale się nie stanie, bo ci zdrajcy prawdziwych ideałów „Solidarności” dawno nie są już zdolni do moralnej autorefleksji.

Szczerze mówiąc, podziwiam Janusza Śniadka, że tak łagodnie komentuje obelgi rzucane pod adresem dzisiejszej „Solidarności”. Mnie jako publicyście wolno więcej. Będę się modlił w intencji ustanowienia błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki patronem związku, ale też w pełni solidaryzuję się z tymi, którzy gwizdali, tupali i buczeli podczas wystąpienia Donalda Tuska. Jedno zobowiązuje do drugiego. Mam gdzieś budowanie marki „Solidarność” za cenę fałszowania jej ideałów. Słynne zdanie: „My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO” z perspektywy public realations posiada wiele wad. Ale z moralnego punktu widzenia ma jedną, podstawową zaletę: jest boleśnie prawdziwe.