wtorek, 10 lipca 2012

Moje typy

W kwietniu „Tygodnik Solidarność” zwrócił się do „znawców literatury” o wytypowanie 10 najważniejszych polskich książek wydanych po 1989 r.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 27 czerwca 2012

Odpowiedzi są publikowane w kolejnych numerach pisma. Ponieważ jestem tylko skromnym poetą, nie wypada mi się rozpychać wśród czcigodnych krytyków. Tym bardziej że kilku z nich, najpewniej po znajomości, uwzględniło w swoich rankingach moją pisaninę. Hierarchie literackie III RP są jednak tak zafałszowane, że każda „drugoobiegowa” ankieta zasługuje na popularyzację. Oto moje typy:

1. „Zachód słońca w Milanówku” (2002 r.). Jarosław Marek Rymkiewicz to dziś najwybitniejszy polski pisarz. W okresie PRL uznawany za sprawnego, ale obliczalnego klasycystę, który bawi się konwencjami, po 1989 r. stał się szaleńcem poezji, jakim bywał Rilke czy Hölderlin. Z wierszy, w których widziano jedynie stylizacje, nagle wydostała się muzyka kosmosu, tajemnicza jak u Leśmiana, przepełniona grozą i chichotem losu, nieopanowana, organicznie związana ze śmiercią, nicością, Bogiem. Poczynając od „Mojego dzieła pośmiertnego” (1993 r.), każdy tom Rymkiewicza mógłby figurować na pierwszym miejscu tej listy. Chwała Grzegorzowi Braunowi, że w filmie „Poeta pozwany” pozwolił autorowi przeczytać kilka wierszy. Echa haniebnego procesu wkrótce przeminą, poezja zostanie na wieki.

2. „Rovigo” (1992 r.). Choć Zbigniew Herbert najważniejsze tomy poezji wydał przed 1989 r., także w ostatnich latach życia zachował niezwykłą czystość głosu. Jego niezłomna postawa: niezgoda na fałsz III RP i hołd składany rówieśnikom z pokolenia wojennego to moralny kompas dla potomnych. Głęboko poruszał „Epilog burzy” (1998), zwłaszcza modlitewne fragmenty „Brewiarza”. Były też rymowane arcydzieła sięgające do ciemnych głębin polskiej historii: „Wilki”, „Guziki”. I „Chodasiewicz” – okrutnie precyzyjny, a zarazem mistrzowski poetycko pamflet na Czesława Miłosza.

3. „Samuel Zborowski” (2010 r.). Metafizyczna opowieść Rymkiewicza o polskiej anarchii, języku i losie. Chyba najciekawsza i najbardziej spójna część cyklu obejmującego także „Wieszanie” (2007 r.) i „Kinderszenen” (2008 r.). Dopiero nasze wnuki w pełni pojmą, jak zbawienna dla polskiej kultury była tytaniczna praca przywracania Polakom duchowej samoświadomości. Rymkiewicz podejmuje ją konsekwentnie od 30 lat, zdając sobie sprawę, jak wielkim problemem są konsekwencje zagłady elit i komunistycznej wegetacji: zerwanie ciągłości z tradycją sarmacką, romantyczną i międzywojenną. Jego reakcja na Smoleńsk: skrajnie pesymistyczna diagnoza stanu państwa i żarliwa wiara w polskość, wynikają nie tylko z wiedzy profesora dostrzegającego analogię współczesności z drugą połową XVIII w. To także pasja poety wywołanego przez wspólnotowy los do roli narodowego wieszcza.

4. „List do artystów” (1999 r.). Kilkadziesiąt zdań Jana Pawła II, które powinny wyrwać z letargu każdego chrześcijańskiego twórcę. Wezwanie do kontynuacji Boskiego dzieła, do tworzenia arcydzieł ilustrujących „tajemniczą jedność rzeczy” i przemieniania siebie. Kto odnajdzie w tym tekście sens własnego powołania, wybije się na artystyczną niepodległość. Nie będzie sobie zaprzątał głowy przesądami epoki, która wyzionęła ducha.

5. „Na brzegu rzeki” (1994 r.). Miłosz, mimo wszystko. Powracający do rodzinnej parafii, szczegółowo opisujący kosmos dzieciństwa w cyklu „Litwa, po pięćdziesięciu dwóch latach” i poemacie „W Szetejniach”. Nie chcę pamiętać jego masek, głupstw o Polsce, które wygadywał, nieustannego studiowania własnego ego. Wciąż zachwycają mnie zmysłowe obrazy, pisane jakby do spółki z Mickiewiczem, odprysk pierwotnego, religijnego, spójnego odczucia świata. „Oby moje dzieło przyniosło ludziom pożytek i więcej ważyło niż moje zło”...

Druga piątka – z braku miejsca – w telegraficznym skrócie:

6. Roman Misiewicz, „dobrenowiny.pl” (2011 r.),
7. Krzysztof Koehler, „Nieudana pielgrzymka” (1993 r.),
8. Tomasz Burek, „Dziennik kwarantanny” (2001 r.),
9. Maciej Urbanowski, „Oczyszczenie” (2002 r.),
10. Marek Nowakowski, „Nul” (2004 r.).

Prozaicy – z wyjątkiem pana Marka – pewnie się obrażą, ale cóż ja poradzę na to, że ufam Norwidowi: „Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...”.