Potwór III RP jest dużo bardziej przerażający niż peerelowska hybryda. Nie musi nosić maski. Ukryty za sceniczną kurtyną, zmienia naszą rzeczywistość w fikcję. Pamiętają państwo film Davida Lyncha „Mulholland Drive”? – Wszystko jest iluzją – powtarza konferansjer w klubie „Silencio”.
Kilka dni temu ukazała się książka z pełnym zapisem rozmów przeprowadzonych przez Joannę Lichocką do filmu „Przebudzenie”. To świadectwo ludzi, którzy dziesiątego dnia każdego miesiąca spotykają się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, by złożyć hołd poległym w Smoleńsku bohaterom i upomnieć się o prawdę. Czy tytuł nie jest na wyrost? Nie, bo 10 kwietnia 2010 r. wielu z nas rzeczywiście przebudziło się z jałowego konsumpcjonizmu, kultu prywatności, zobojętnienia na politykę.
Sęk w tym, że wyrwani z własnego letargu i gotowi do współdziałania znaleźliśmy się w przestrzeni, która tylko w niewielkim stopniu przypomina jawę. To raczej wielopiętrowy, absurdalny koszmar, którego kolejne epizody nie mają żadnych konsekwencji. Rząd oskarżany o tuszowanie zbrodni nadal sprawuje władzę. Ciała poległych w Smoleńsku zostały zamienione, ale nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Niewygodni dla Rosjan świadkowie są znajdowani martwi? Prawdopodobnie zabili się z powodu nieszczęśliwej miłości. Detektory materiałów wybuchowych po bliższych oględzinach okazują się wykrywaczami dezodorantów. Podejrzewam, że gdyby podczas konferencji prasowej prokuratorowi wyrósł zielony róg na czole, też nikogo by to nie zdziwiło. W onirycznym świecie wszystko jest przecież możliwe.
Zbigniew Herbert mówił kiedyś o „socjalizmie z ludzką twarzą”: – To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd, ja uciekam przez okno z krzykiem. Chyba wszyscy czujemy się dziś podobnie. Tyle że potwór III RP jest dużo bardziej przerażający niż peerelowska hybryda. Nie musi nosić maski. Ukryty za sceniczną kurtyną, zmienia naszą rzeczywistość w fikcję. Pamiętają państwo film Davida Lyncha „Mulholland Drive”? – Wszystko jest iluzją – powtarza konferansjer w klubie „Silencio”. – Wydaje wam się, że słyszycie orkiestrę, ale to wszystko jest nagrane na taśmę.
Prawie trzyletni już wysiłek patriotów w sprawie Smoleńska polega na upartym dążeniu do ustalenia prawdy. Rodziny poległych, naukowcy, politycy, dziennikarze i blogerzy weryfikują wszelkie dostępne materiały, przeprowadzają logiczne dowody, obalają propagandowe tezy. Większość z nas – zgodnie z tradycją cywilizacji łacińskiej – zakłada, że oficjalne potwierdzenie zamachu będzie rozstrzygające. Oszukiwanym wyborcom opadną klapki z oczu, naród osądzi zdrajców, a Zachód pomoże nam ukarać zbrodniarzy. Wierzymy, że z faktami się nie dyskutuje, a ujawnione zło musi wywołać reakcję ludzkiego sumienia i obowiązującego prawa. Czy jednak możemy być tego pewni? Wyobraźmy sobie, że jakimś cudem udaje się doprowadzić do międzynarodowego śledztwa, które potwierdza hipotezę mordu politycznego. Winy po stronie polskiej – przyjmijmy wersję hurraoptymistyczną – ograniczają się do mataczenia. Domyślam się, że linia obrony wyglądałaby następująco: – Nie dzień i nie rok będziemy żyli ze sobą i obok siebie w jednej ojczyźnie. A tego typu oskarżenia czynią takie współistnienie czymś nieznośnym. Nie sposób ułożyć sobie życia w jednym państwie z osobami takimi jak Jarosław Kaczyński.
Po której stronie stanęliby wówczas wyborcy PO? Gdzie przebiega granica, za którą szacunek dla ojczyzny staje się silniejszy od partyjnej nienawiści? Czy jest nią wyrzeczenie się niepodległości? Utrudnianie dojścia do prawdy? Współudział w zbrodni? Na jawie taka granica byłaby czytelna, ale w świecie iluzji nie istnieją żadne granice. Gdyby istniały, dziennikarze głównych mediów, celebryci i inni miłośnicy obecnej władzy próbowaliby je zweryfikować. Tymczasem w świecie III RP kłopotliwe pytania pojawiają się wyłącznie w teleturnieju „Kocham Cię, Polsko! ”. Niestety, nie dotyczą Smoleńska.
Myślę, że oni wiedzą, a przynajmniej przeczuwają, co naprawdę stało się nad lotniskiem Siewiernyj. A jeśli tak jest, to znaczy, że nawet po oficjalnym ustaleniu prawdy nie skończy się polski koszmar. Czeka nas wyniszczająca walka z demonem iluzji, przy którym były pułkownik KGB to pikuś. Odzyskanie przez PiS realnego wpływu na państwo jest niezbędne do ocalenia naszego bytu politycznego. Ale nie mniej ważne starcie rozegra się w sferze ducha. Już dziś wzywajmy na pomoc Boga i zastępy Jego aniołów, bo sami tej walki nie wygramy.