sobota, 16 lutego 2013

Obrona pokory

Człowiek prawdziwie wolny nie definiuje się przez zaprzeczenie.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 13 lutego 2013

Nigdy nie lubiłem słowa „niepokorny”. Do dziś kojarzy mi się ono z odesłanym do kąta dzieckiem, które tupie nóżką, robi groźną minę albo pokazuje język. Nawet głośna niegdyś książka Bohdana Cywińskiego o rodowodach polskiej inteligencji nie zredukowała mojej nieufności. Chodzi o to, że termin „niepokorny” definiuje postawy Polaków z punktu widzenia okupanta. Od określeń typu „polscy bandyci” czy „karły reakcji” różni się tylko tym, że jest bardziej protekcjonalny. Rozumiem, że mogli się nim posługiwać carscy urzędnicy, gestapowcy, enkawudziści albo esbecy. Nie rozumiem tych, którzy uważając się za ludzi wolnych, z dumą powtarzają: – Jesteśmy niepokorni!

Symbolem „postawy wyprostowanej” w PRL jest Zbigniew Herbert. Można o nim mówić w kategoriach wierności, godności czy nawet heroizmu, ale przecież nie da się go nazwać poetą niepokornym. Manifestacja braku pokory jest rozpaczliwym gestem dzieci lub niewolników, którzy paradoksalnie potwierdzają w ten sposób swoją zależność od autorytetu czy systemu władzy. Tymczasem autor „Pana Cogito” miał własny świat wartości, którym po oficersku służył (służba wymaga pokory). Pozwalało mu to patrzeć na komunistyczne robactwo z wysokości, z pogardą lub zimną ironią. Zarządców Polski traktował jak obce ciało. Dzięki poczuciu cywilizacyjnej odrębności nawet na moralnym grzęzawisku udało mu się zachować duchową niepodległość.

Inny przykład: ks. Jerzy Popiełuszko, człowiek głęboko pokorny wobec Boga i prawdy, co doprowadziło go do męczeńskiej śmierci. Można oczywiście dostrzec w nim również niepokornego kaznodzieję, który zderzył się z brutalną machiną historii, ponosząc karę za swój upór. Tyle że jest to perspektywa esbeków. Gdybyśmy się na nią zgodzili, błogosławiony kapłan stałby się jednym z wielu młodzieżowych buntowników, jakąś niedorobioną kopią Jamesa Deana, smutnym dowodem na to, że idealistyczna brawura zawsze kończy się klęską.

A emigracja niepodległościowa po drugiej wojnie światowej? Czy Ignacy Matuszewski albo Kazimierz Wierzyński byli niepokorni? Nic z tych rzeczy. Zaszczepiony sowieckimi bagnetami system kłamstwa nie miał nad nimi żadnej władzy. Nie chcieli go reformować ani nie ustalali z nim warunków powrotu. Wbrew geopolitycznym realiom, pełnym głosem wyrażali „wolę Polski”. Byli niezłomni, ale nie na złość krajowym posługaczom Sowietów, lecz w imię wierności ojczyźnie. Do końca swoich dni pozostali wolni, choć była to wolność tragiczna, okupiona bólem i samotnością.

Oczywiście, PRL miała swoją galerię niepokornych. Niepokorne były bez wątpienia dzieci komunistów, które w okolicach 1968 r. zbuntowały się przeciwko rodzicom. Jak to jednak bywa w rodzinie, z wiekiem spokorniały i w III RP wróciły do form grzecznościowych „mamo, tato”. Niepokorny był Jurek Owsiak, kiedy jako nastolatek wymykał się spod opieki ojca-milicjanta na rockowe koncerty. Niepokorni są gitowcy z kryminału Marka Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją?”, punkowcy z dramatu Jacka Borcucha „Wszystko, co kocham” i złodzieje z prozy Marka Nowakowskiego. Niepokorni byli wreszcie pisarze namaszczeni na niepokornych przez propagandę PRL: kokieteryjny Marek Hłasko, zachlany Rafał Wojaczek i inni „kaskaderzy literatury”.

Wiem, że dla dzisiejszych „niepokornych” takie samookreślenie jest po prostu synonimem nonkonformizmu. Mimo szczerych chęci, nie potrafię im jednak zaufać. Brak pokory nie jest żadną wartością, zwłaszcza jeśli robi się z niego slogan reklamowy. Tam, gdzie nie ma trwałego, duchowego fundamentu, zwycięża relatywizm. Poddani smoka, którzy porzucili go z hukiem, będą wracać do niego po cichu. Zapytani o powód, odpowiedzą, że zapomnieli o wczorajszej przysiędze albo że prowadzą ze smokiem oszukańczą grę w trzy kubki. Smocza jama jest bowiem ich naturalnym środowiskiem. Na zewnątrz trudno im złapać oddech.

Człowiek prawdziwie wolny nie definiuje się przez zaprzeczenie. Wie, że jego życiowe wybory nie podobają się smokowi, ale nie ma czasu o tym myśleć. Jego punktem odniesienia jest absolut: Bóg, prawda, miłość ojczyzny. Drugi obieg budują pokorni, którzy jedynie funkcjonariuszom systemu wydają się buntownikami.