Mamy sporo dużych mediów, które rzucają światło na bieżącą politykę, ale równie ważne są niewielkie „laboratoria kultury”.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 20 lutego 2013
Przed 10 kwietnia 2010 r. w telewizyjnych programach publicystycznych często można było usłyszeć termin „debata publiczna”. Po tej dacie nawet specjaliści od okrągłych zdań przestali go używać. Większość z nas wycofała się z głównego nurtu w reakcji na eskalację nienawiści i sposób przedstawiania smoleńskiej tragedii. Inni potrzebowali więcej czasu, by pozbyć się złudzeń. Grupowe rozczarowanie przeżyli publicyści „niepokorni”, którzy przez wiele miesięcy próbowali obronić swoje miejsce w mainstreamie. Okazało się, że system III RP potrzebuje wprawdzie koncesjonowanych buntowników, ale nie tak bardzo, by pozwolić im redagować „niepokorne” gazety. Systemowi wystarczą pojedynczy „rozsądni dziennikarze” albo szermierze nowej ewangelizacji, którzy przyjmą zaproszenie do „Loży prasowej” czy programu Tomasza Lisa. Na szczęście jest ich coraz mniej, bo nikt na dłuższą metę nie lubi występować w roli idioty.
Pożegnawszy się z filozofią dialogu, można było zrobić tylko jedno: budować drugi obieg. Czy termin ten w odniesieniu do niezależnych mediów zdał egzamin? Ciągle słyszę, że jest nietrafny, bo kojarzy się z „drugą kategorią”. Mnie bardziej kojarzy się z literaturą podziemną lat „Solidarności” albo – w jeszcze większym stopniu – z niepodległościową kulturą emigracyjną w opozycji do krajowej propagandy. Językowo jest to określenie precyzyjne. Niech martwią się „niepokorni”, krnąbrne dzieci systemu. Drugi obieg jest wobec tego systemu niezależny i samowystarczalny. Mam wrażenie, że jego powszechną akceptację w środowiskach niepodległościowych utrudnia jedynie triumfalizm, bo przecież bliskie nam wartości to po prostu depozyt polskiej inteligencji, który powinien być rdzeniem kultury narodowej. Zgoda, ale co nam z poczucia dumy, skoro dla instytucji państwowych kultura narodowa to happeningi, instalacje i transgresje płciowe, a dla większości Polaków – koncerty Dody Elektrody. Pora wreszcie zdać sobie sprawę z faktu, że czytelne dla nas hasła polskości: „Mickiewicz” czy „Piłsudski” nie działają już jak dźwięk złotego rogu. Projekt kultury, który jest w III RP realizowany, zakłada całkowite zerwanie z polską tradycją. Potrzeba nam pokory, by w drugim obiegu odbudować rdzeń, wokół którego będą mogły wzrastać kolejne pokolenia. Nawet przy radykalnej zmianie polityki kulturalnej państwa potrzeba wielu lat, by ten drugi obieg stał się pierwszym.
Dla „śmiesznej nędzy polskiej”,/ Dla sensu nad klęską/ Wszystkiemu na przekór/ Budować co można,/ Co zbudowane/ To nasze – pisał Kazimierz Wierzyński. Od 2010 r. patrzę na polską kulturę przez soczewkę tego wiersza. Mamy sporo dużych mediów, które rzucają światło na bieżącą politykę, ale równie ważne są niewielkie „laboratoria kultury”. Krakowskie „Arcana” – dwumiesięcznik, wydawnictwo i portal – to instytucja, która z racji tradycji i intelektualnego potencjału wydaje się naturalnym centrum drugiego obiegu. Niedawne zmiany w redakcji wprowadziły nieco zamieszania, ale misja trwa. Zdecydowanie najciekawszym „drugoobiegowym” portalem kulturalnym jest obecnie Hej-kto-Polak.pl. Każde aktualne wydarzenie: książkę, film, felieton, rocznicę, redakcja z dużą erudycją „obudowuje” kontekstem kulturowym i historycznym. Wydawnictwo LTW Marii i Marka Jastrzębskich to z kolei skarbnica kultury emigracyjnej. Na koncie wiele wartościowych reedycji plus kilka świetnych nowości, choćby „Głową w mur” Krzysztofa Wyszkowskiego. Wreszcie „Nowe Państwo”, którego chwalić mi na tych łamach nie wypada. Poprzestanę więc na uwadze, że jeżeli kolega Lisiewicz nie wyda w tym roku książki ze swoimi tekstami o pisarzach emigracyjnych, zrobię to pod własnym nazwiskiem.
Oczywiście, takich „laboratoriów kultury” jest więcej. Wspaniałą pracę wykonują redaktorzy serwisu blogpress.pl, wszechstronnie dokumentując spotkania z twórcami drugiego obiegu, czy emigracyjni twórcy z portalu marszpolonia.com. Na papierze ukazują się znakomite pisma: zielonogórski miesięcznik „Nad Odrą” czy olsztyńska „Debata”. Wbrew pozorom, drugi obieg wcale nie jest jednorodny. To kopalnia różnych niepodległościowych tradycji. Warto poświęcić czas i uwagę, by bliżej poznać własną.