Franciszek będzie papieżem apostolskim, a nie biurokratą, na którego czekali medialni prorocy.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 20 marca 2013
Zmuszony przez tzw. życie, od południa łażę po sklepach z meblami i wyposażeniem wnętrz. Jest w czym wybierać. Tysiące rozmiarów, kształtów i kolorów, a wszystko funkcjonalne i prosto z Londynu. Jedyne, co się nie zmienia, to tłuste, łyse figurki w dziale z dekoracjami. To chyba Budda. Raz jest uśmiechnięty, innym razem skupiony. Przypomina trochę rzecznika komunistycznego rządu, co to „sam się wyżywi”. Liczne mutacje Buddy zachowują się jak stwory z filmu „Gremliny rozrabiają”. Gapią się na mnie z półek, kryją się w bambusowych koszach albo wyłażą spod lady.
Zastanawiam się, dlaczego nikogo to nie dziwi. Przecież postać quasi-religijna jaskrawo kontrastuje z obowiązującym w sklepach minimalizmem. Przed Wielkanocą próżno szukać tu odwołań do chrześcijaństwa. Są tylko poprawne politycznie stada zajączków i kurczaczków. A pomiędzy nimi spokojnie siedzi sobie władca obcego świata. Po co Polakom ten Budda? Chcą się do niego modlić czy jak? Istnieją wprawdzie w Europie sławni buddyści, ale to raczej wśród aktorów, którzy swego nie znają. Kościół katolicki kojarzy im się z zacofaniem, a nie z głęboką mistyką. Co innego Tybet. Tam jest źródło mocy i tajemnica wszechświata.
W przypadku sklepowych figurek chodzi chyba jednak o niezobowiązujący gadżet, symbol egzotyki. Jedynie takim reakcjonistom jak ja wydaje się, że jeśli człowiek stawia sobie w mieszkaniu przedmiot nawiązujący do jakiejś tradycji duchowej, to daje wyraz swojej wiary. Dziś niemal nikt już niczego nie praktykuje. Praktykowanie jest passé. Liczy się moda, czyli kopiowanie europejskich wzorców, bez pytania o ich głębszy sens.
Po powrocie do domu dowiaduję się, że w Watykanie ukazał się biały dym. Pierwszy raz od wielu tygodni włączam telewizor. Reżimowi dziennikarze mówią, że nowy papież będzie musiał poradzić sobie z problemem pedofilii w Kościele oraz złagodzić stosunek do homoseksualizmu. Jakiś zaproszony do studia tzw. autorytet przekonuje, że prawa kobiet nie wymagają, by przedstawicielka płci pięknej już jutro została papieżycą. Na początek może stanąć na czele Kongregacji Nauki Wiary. Nie sądziłem, że tak bardzo odzwyczaiłem się od logiki mediów.
Wreszcie jest! Pojawia się w oknie i prosi o modlitwę. Skromny, naznaczony przez Ducha Świętego. Od razu widać, że będzie papieżem apostolskim, a nie biurokratą, na którego czekali medialni prorocy. Reżimowi dziennikarze są oburzeni. Tego nazwiska nie było w rankingach przed konklawe! Ktoś narzeka, że to policzek dla Europy. Ja myślę, że szansą dla Europy jest właśnie pielgrzym z kontynentu, gdzie nie została zerwana ciągłość między symbolem a wyznaniem, deklaracją a praktyką. Wbrew pozorom to nie egzotyczny Argentyńczyk. To pasterz zdolny zjednoczyć cały świat hiszpańskojęzyczny i tym kluczem otworzyć Europę dla Chrystusa. Cokolwiek czeka nas w najbliższych latach, Franciszku, prowadź!