niedziela, 31 marca 2013

Epitafium dla zdobywców Broad Peak

Himalaizm nie jest zajęciem użytecznym ani sportem ekstremalnym. To powołanie, rodzaj twórczości, praca wykonywana w przestrzeni duchowej.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 27 marca 2013

Na każdego działa grawitacja, ale Polacy podlegają dodatkowo sile przeciwstawnej. To ona przyciągała na szczyt Mont Blanc romantycznych poetów i współtworzyła młodopolską legendę Tatr, a dziś każe wspinać się śmiałkom na ośmiotysięczniki. I to w najtrudniejszych warunkach, zimą, zwykle bez korzystania z butli tlenowej. Złotą erą polskiego himalaizmu była ostatnia dekada PRL (m.in. Jerzy Kukuczka, Wojciech Kurtyka, Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki). Ostatnio znów stajemy się światową potęgą. Raczej byłoby to niemożliwe bez historycznych doświadczeń, które wykształciły nasz narodowy charakter: idealizm, absolutne pragnienie wolności, instynkt przezwyciężania losu, upór, odporność na cierpienie, zdolność wytyczania „niemożliwych” szlaków i przekraczania barier własnego organizmu. Większość Polaków uświadamia sobie tę mistyczną zależność historii i duszy. Obcokrajowcy mogą o niej poczytać w książkach, choćby w „Freedom climbers” kanadyjskiej publicystki Bernadette McDonald.

Są jednak i tacy, którzy krytykują himalaistów za ich życiowe wybory. Twierdzą, że wysokogórscy pasjonaci, zwłaszcza mężowie i ojcowie, ryzykują zbyt wiele. Dla ich wysiłków próbują znaleźć jakieś przyziemne uzasadnienie, którego przecież być nie może, nie tylko dlatego, że ostatni akt sztuki rozgrywa się w chmurach. Himalaizm nie jest zajęciem użytecznym ani sportem ekstremalnym. To powołanie, rodzaj twórczości, praca wykonywana w przestrzeni duchowej. Oczywiście, nie wszyscy współcześni himalaiści muszą zdawać sobie z tego sprawę. Z pewnością wielu jest wśród nich młodych, ambitnych chłopaków, których pociąga wyczynowa rywalizacja, kariera, sukces. Jednak na pewnej wysokości deklarowane motywacje tracą znaczenie. Nie liczą się już indywidualne horyzonty ani poglądy polityczne. Bo to, co się tam ujawnia, jest święte. Święta cisza, święta samotność, święta tajemnica życia i śmierci.

Kiedyś napisałem wiersz o polskiej drodze przez historię. W zamyśle była to synteza losów powstańców i żołnierzy wyklętych. Życie go uaktualniło, wypełniło konkretem – tyleż tragicznym, co pięknym. Po przeformułowaniu jednego wersu chciałbym zadedykować ten utwór pamięci dwóch spośród czterech zdobywców Broad Peak: Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, którzy zginęli, schodząc ze szczytu.

GRANICA

Żyli na granicy
mieszkali w namiotach spotkania
na szczytach gór karmili
głodne anioły

gdy inni drżeli przed śmiercią
oni dreptali na drugą stronę
jak się idzie po chleb
albo poranną gazetę

wchodzili wychodzili nie domykali drzwi
po drodze gubili w sieni
monety spinki guziki
blaszki z orłem w koronie

nie można było ustalić
skąd dobiegają głosy
kiedy ich dusze nawoływały się
o wschodzie słońca