sobota, 17 kwietnia 2010

Imperializm ducha

Dla młodych publicystów „Prosto z Mostu” Polska miała być centrum cywilizacji duchowej, promieniującej na całą środkową i południowo-wschodnią Europę. Od lat 30. ubiegłego wieku, kiedy ogłaszali swoje teksty, wiele się zmieniło. Projekt słowiańskiej wspólnoty narodów „między Morzem Bałtyckim, a Czarnym i Śródziemnym” okazał się romantycznym mitem. Ale świadectwo autorów międzywojennego tygodnika może się nam przydać także w obecnej sytuacji geopolitycznej. Warto wskrzesić ich entuzjazm, by ożywiać Zachód tak, jak oni pragnęli ożywiać Wschód.

W ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej tygodnik Prosto z mostu współdecydował o obliczu polskiego życia kulturalnego, stanowiąc realną alternatywę dla liberalnych Wiadomości Literackich. Związany z obozem narodowym i ideologią nacjonalistyczną, krytyczny wobec rządów Sanacji i ówczesnego parnasu literackiego, znajdował czytelników głównie wśród młodej, konserwatywnie zorientowanej inteligencji, wywodzącej się z prowincji. Jego nakład sięgał 15 tysięcy egzemplarzy, co w kategorii pism „literacko-artystycznych” było sporym osiągnięciem. Jednak autorzy tygodnika nie zajmowali się wyłącznie literaturą. W przekonaniu, że „tworzenie kultury polskiej opierać się musi na solidnej podstawie ideowej”, często podejmowali tematy cywilizacyjne, społeczne i polityczne.

Twórcą, redaktorem i jednym z głównych publicystów pisma, którego pierwszy numer ukazał się w 1935 roku, był Stanisław Piasecki, wcześniej znany jako redaktor dodatku kulturalnego do endeckiego dziennika ABC. Wśród stałych współpracowników znaleźli się wybitni pisarze starszej generacji, jak Karol Irzykowski, Adolf Nowaczyński, Zofia Kossak-Szczucka, Zofia Nałkowska, Tytus Czyżewski czy Kazimiera Iłłakowiczówna. Pierwsze skrzypce grali jednak w Prosto z mostu autorzy dwudziesto- i trzydziestoletni: Jan Mosdorf, Adam Doboszyński, Wojciech Wasiutyński, Jerzy Andrzejewski, Bolesław Miciński, Jerzy Pietrkiewicz, Karol Frycz, Konstanty Ildefons Gałczyński, Włodzimierz Pietrzak, Alfred Łaszowski, Jan Dobraczyński, Wojciech Bąk.

Wielka Polska

To właśnie młode pokolenie, wychowane w cieniu wielkich wydarzeń historycznych, miało zerwać z defensywną, ukształtowaną w niewoli tradycją myślenia kategoriami walki o niepodległość i skierować myśl narodową na tory poważnych zadań cywilizacyjnych. W opublikowanym w 1938 roku artykule Poczucie misji dziejowej Piasecki przekonywał, że w epoce kształtowania się nacjonalizmów Polska powinna stanąć do walki o nowe oblicze Europy, przeciwstawiając pogańskim ideom Imperium Rzymskiego (Włochy) oraz krwi i rasy (Niemcy) chrześcijańską misję narodu. Celem heroicznego wysiłku tego i kolejnych pokoleń miało być uczynienie z Rzeczpospolitej centrum cywilizacji duchowej, promieniującej na całą środkową i południowo-wschodnią Europę, co doprowadziłoby do powstania słowiańskiej wspólnoty narodów „między Morzem Bałtyckim, a Czarnym i Śródziemnym”. „Od tego, jak się weźmiemy do rzeczy, zależy wielkość Polski – lub jej małość” – pisał Piasecki.

Ale by ruszyć z hasłami apostolskimi na podbój kontynentu, należało najpierw stworzyć spójne, gwarantujące moc wewnętrzną „katolickie państwo narodu polskiego”. Sprzyjał temu kultywowany przez młodych model katolicyzmu: nie tyle kontemplacyjny, co społeczny, odwołujący się do odpowiedzialności za zbiorowość narodową, aktywny wobec rzeczywistości doczesnej, a jednocześnie silnie oparty na prawdzie Ewangelii.

Młodzi różnili się bowiem od swoich poprzedników nie tylko typem patriotyzmu, ale i świadomością filozoficzną. Kpili z ideałów „głupiego wieku XIX”: pozytywizmu, materializmu, determinizmu, racjonalizmu, sceptycyzmu i ateizmu, wybierając całościową wizję świata świętego Tomasza z Akwinu. „Jakże trudno nam zrozumieć czasy – deklarował Piasecki – w których cząstkowe i nie doprowadzone do końca odkrycia prawd fizycznych zdolne były obalać w mniemaniu każdego inteligenta prawdy wieczne”.

To zakorzenienie w „ideałach transcendentnych” kazało publicystom Prosto z mostu odrzucać komunizm, w którym – podobnie jak Marian Zdziechowski – widzieli przeciw-religię, oraz „neopoganizm hitlerowski”, który nazywali herezją. Budzący się w Europie faszyzm interesował ich wprawdzie jako wezwanie do „postawy heroicznej” – dynamiczna przeciwwaga dla skostniałych, sprzyjających hedonizmowi liberalnych demokracji – ale też był ostro krytykowany ze względu na swój pogański charakter. Przeciwstawiano się zwłaszcza rasizmowi, ironicznie komentując „nordyckie” teorie Alfreda Rosenberga. „Walka ras nie stanowi treści dziejów – podsumowywał Wasiutyński. – Rasizm jest odmianą materializmu dziejowego i dlatego jest nie do pogodzenia z prawdziwym idealizmem”.

Charakter odległy od motywacji rasistowskich miał też słynny antysemityzm Prosto z mostu, wynikający z przepaści cywilizacyjnej między narodem polskim a żydowskim, a także z realiów ekonomicznych II RP. Jego najbardziej jaskrawym przejawem był pomysł przesiedlenia Żydów do Palestyny. „Problem żydowski” miał być jednak rozstrzygnięty nie na własną rękę, lecz pod nadzorem innych państw europejskich. Chodziło o znalezienie rozwiązania, przy którym – jak pisała Zofia Kossak – „uratowana byłaby nasza duchowa integralność narodowa, lecz uszanowany bliźni”. Z drugiej strony, nie sposób zaprzeczyć, że na łamach Prosto z mostu pojawiały się z biegiem lat coraz mniej wybredne ataki na Żydów, co w 1938 roku stało się przyczyną odejścia z redakcji kilku jej członków, między innymi Andrzejewskiego, Irzykowskiego i Micińskiego.

Prawo do twórczości

„Prostozmostowcy” krytykowali też zarówno komunizm, jak i kapitalizm jako systemy społeczne, oskarżając je o monopolizację produkcji, a w efekcie „zbrodnię duchowego zubożenia człowieka”, pozbawienie pracy ludzkiego wymiaru i sprzyjanie biernej konsumpcji. Wychodząc od pism Chestertona, Bierdiajewa, Huxleya, domagali się „prawa do twórczości”. „Praca większości ludzi w ustroju wielkoprzemysłowym – pisał Piasecki – straciła swój dawny charakter wyładowania instynktu twórczego, tego instynktu, który odróżnia człowieka od zwierzęcia, tego instynktu, który jest iskrą Bożą w ludzkiej duszy”. Remedium na tę chorobę miał być powrót do małych, rodzinnych warsztatów, przywracający pracy jej swojski, twórczy wymiar. „Kiedy tam buduje się Magnitogorski i gigantyczne fabryki, u nas burzyć się będzie wielkie fabryki, pokrywać kraj gęstą, zwartą siecią drobnych warsztatów. Kiedy tam nawet z chłopa chce się zrobić proletariusza, to u nas z każdego proletariusza tworzyć się będzie gospodarza. [...] I kiedy tam ma każdy wierzyć w postęp materialny, kochać cyfry i dialektykę, u nas wierzyć będą ludzie w Boga [...].” – wieszczył w Liście do Ukraińca Wasiutyński.

Jakkolwiek ocenialibyśmy świadomość i dokonania publicystów Prosto z mostu, na pewno nie można odmówić im pasji, odwagi, wiary w Polskę i jej powołanie, wreszcie gotowości ponoszenia ofiar „nawet bez szans na zwycięstwo”. Po wybuchu II wojny światowej wielu z nich zginęło w walce lub hitlerowskich więzieniach: Mosdorf, Frycz, Pietrzak... Sam Piasecki we wrześniu 1939 roku ochotniczo zgłosił się do wojska i po raz drugi w życiu (wcześniej w 1920 roku) walczył przeciwko Armii Czerwonej. Po klęsce zdołał przedrzeć się do okupowanej Warszawy, gdzie został aresztowany przez gestapo. Zginął w czerwcu 1941 roku, rozstrzelany w pobliskich Palmirach.

Oczywiście, wśród redaktorów Prosto z mostu znaleźli się również ludzie niegodni idei narodowej. Łaszowski, Gałczyński, Andrzejewski, Dobraczyński po wojnie zdecydowali się na współpracę z komunistami. Nie zmienia to jednak faktu, że historię tygodnika należy widzieć w perspektywie heroicznej. Maksymalizacja celów prowadzi przecież do równie spektakularnych zwycięstw i upadków. Nie wszyscy potrafią sprostać wyśrubowanym pod niebo ideałom.

Przerwana misja

Wybuch wojny przerwał misję Prosto z mostu. Tradycję tygodnika kontynuowało jeszcze środowisko okupacyjnego pisma Sztuka i Naród, budując mit Imperium Słowiańskiego, które miało powstać z wzajemnego wyniszczenia się III Rzeszy i ZSRS. Projekt politycznej unii Ukrainy, Czech, Słowacji, Jugosławii, Węgier i Rumunii, z Wielką Polską w roli głównej, był jednak już tylko marzeniem garstki poetów i wspierających ich bojowników Konfederacji Narodu. Wkrótce ucichły działa, zaczęła się okupacja sowiecka, w środku kontynentu spuszczono żelazną kurtynę. W końcu wróciła wolność i pojawił się pomysł rozszerzenia Unii Europejskiej.

Czy cywilizacyjny przekaz Prosto z mostu jest nam jeszcze do czegoś potrzebny? Wbrew pozorom, niewiele zmieniło się w kulturze od lat 30. minionego wieku. Nadal żyjemy wśród tłumu, który – jak pisał Mosdorf – „czci cztery bożyszcza: pieniądz, komfort, czyn i szybkość, pasjonują go filmy z życia miliarderów, walki bokserskie i wyścigi motocykli”. Wciąż obserwujemy zjawisko totalizmu pracy i wykwity pogańskiej ideologii, nakazującej odbierać życie nienarodzonym i nieuleczalnie chorym.

Unia znosi granice państw i formatuje żywność, ale czy może ujednolicić narody? Naród to coś więcej niż narodowość, to „twór duchowy”. Jak przekonywał Piasecki: „Naród naprawdę godny tego imienia – to piastun idei cywilizacyjnej, idei przebudowy społecznej, idei o cechach możliwie uniwersalnych. Wiara w taką ideę, wiara w misję, jaką się ma do spełnienia w świecie, wiara w konieczność zdobywania wyznawców – tworzy wielkość narodu [...]”.

Jak odpowiadają dziś na to wyzwanie ci, którzy uważają się za spadkobierców endeckiej tradycji międzywojnia – przede wszystkim politycy i zwolennicy Ligi Polskich Rodzin? Dokładnie tak samo jak ci, którym w artykule Imperializm idei Piasecki wytykał obronny, negatywny charakter patriotyzmu. Skupiają się na sprawach drugorzędnych: sprzeciwie wobec Brukseli, tropieniu dawno zwietrzałych, żydowskich genealogii w rodzimym życiu publicznym i masońskich spisków Banku Światowego. Chcą „znowu bronić wiary, języka, obyczaju, bronić – narodowości”, znajdując alibi w historii polskich zniewoleń. Wokół niech szaleje zaraza, byleby Polska pozostała nieskalana. Im i chyba nam wszystkim brakuje entuzjazmu, siły, wiary w misję, która cechowała publicystów Prosto z mostu. Tymczasem, jak pisał Piasecki, „trzeba mieć ambicję stania się ośrodkiem przebudowy, stworzenia takiego wkładu w strukturę cywilizacyjną ludzkości, który by pozostał i wtedy, po długich wiekach, kiedy Polski może nie będzie, ale zostanie cywilizacja polska”.

Nie wiem, jak przystąpienie do Unii wpłynie na państwo polskie, jednak jestem pewien, że nie zniszczy ono narodu. Zamiast krzyczeć „zdrada!”, może więc lepiej pomyśleć o „uzgodnieniu” w duchu chrześcijańskim całej Europy, tak jak „prostozmostowcy” chcieli „uzgodnić” jej środek. Nie drogą wojny i nie wyłącznie drogą wielkiej polityki, lecz przede wszystkim drogą ekspansji duchowej, moralnej i kulturowej. Wzywa nas do tego nie tylko tradycja Prosto z mostu, ale i treść orędzia, które w 1850 roku w Licheniu skierowała do naszego narodu Matka Boska: „Polskie serca rozniosą wiarę na wschód i zachód, północ i południe”. Nieprzypadkowo Jan Paweł II właśnie z Polską i innymi krajami Europy środkowej wiąże nadzieję na nasycenie zeświecczonego organizmu kultury europejskiej pierwiastkiem duchowym. Misja została przerwana. Czas podjąć ją na nowo.

Nowe Państwo 2003 nr 5