Prezydent może być niski, ale nie powinien być mały – powiedział niedawno polityk, którego nazwiska nie ma sensu teraz przywoływać. Bóg najwyraźniej miał inne zdanie na temat polskiego przywódcy.
Felieton z bloga na stronach "Wprost"
Stwórca upomniał się o Lecha Kaczyńskiego, dając mu śmierć jak z greckich eposów. Tragicznym z ludzkiego punktu widzenia faktem potwierdził sens jego obywatelskiej misji. Nadał mu wielkość, którą trudno będzie podważyć nawet najzajadlejszym wrogom. W chwili katastrofy pod Smoleńskiem zostały uwiarygodnione wszystkie cnoty prezydenta: jego wyobraźnia polityczna, konsekwencja i autentyczna miłość do Polski. Ludzie mali nie giną w ten sposób. Ludzie mali umierają pomału.
Symbolika smoleńskiej tragedii jest tak bogata, że nie trzeba jej objaśniać. Każdy zdolny do metafizycznej refleksji Polak wie, co, gdzie i w jakim celu się stało. Najważniejsze, że Bóg wciąż wiąże z naszym krajem swoje plany. Wbrew pozorom, śmierć Lecha Kaczyńskiego i innych pasażerów rządowego samolotu nie oznacza ich odejścia z naszego życia publicznego. Przeciwnie: oznacza ich jeszcze silniejszą, bardziej płodną obecność. Przez prawie całą kadencję prezydent był opluwany i kopany w imię nowoczesnego, socjotechnicznego modelu polityki, do którego nie przystawał. Wiadomo: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Ale gdy ginie prorok, jego rodacy zaczynają dostrzegać, że miał rację. Kto wie? Może nauczą się dzięki temu myśleć samodzielnie, odważnie, w perspektywie eschatologicznej. I nie będą już szydzić z proroków tylko dlatego, że ci niezbyt atrakcyjnie wypadają w mediach.
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.”