Nic dziwnego, że słowa te zacytował w swojej najnowszej książce Wojciech Wencel, który niemal w każdym tekście z szelmowskim uśmiechem prowokuje, rozbija schematy naszego myślenia. Niebo w gębie to zbiór felietonów, które poeta w latach 2005–2010 napisał dla tygodnika „Ozon” i dla naszego pisma. Żeby kupić tę książkę, trzeba się trochę natrudzić – nie ma jej w każdej księgarni; najłatwiej zdobyć ją za pośrednictwem internetu, na stronie wydawcy. To pewien mankament, ale warto się postarać.
Bo za prowokacjami Wencla zawsze kryje się coś więcej. Kiedy autor broni gorszącego innych Mela Gibsona, to po to, by powiedzieć, że nikt nie zbawi się sam. Kiedy porównuje fakty z pierwszych stron gazet z fragmentami Apokalipsy św. Jana, to po to, by sprawdzić naszą czujność. „Bo czy żyjąc według praw tego świata, jesteśmy w stanie zauważyć nadejście czasów ostatecznych? Czy potrafimy czytać znaki obecne w historii? Czy jesteśmy przygotowani na ponowne przyjście Chrystusa?” – pyta autor „Nieba w gębie”.
Nieprzypadkowo książka urywa się na katastrofie smoleńskiej, bo to właśnie ona każe czytelnikom raz jeszcze zadać sobie najważniejsze pytania. I tym razem nawet chuligan mówi całkiem serio. Żarty się skończyły, trzeba odpowiadać.
Szymon Babuchowski
Wojciech Wencel, Niebo w gębie. Felietony, Wydawnictwo Arcana, Kraków 2010