wtorek, 14 czerwca 2011

Misja „Prosto z mostu”

W niedzielę 12 czerwca minęła 70. rocznica śmierci Stanisława Piaseckiego.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 8 czerwca 2011*

Słowo „misja” kojarzy się dziś głównie z grami komputerowymi. Kiedyś kojarzyło się jeszcze z telewizją publiczną, ale było to dawno i nieprawda. Według ideologów nowej lewicy, każda grupa, która ma poczucie misji, jest nietolerancyjna wobec innych, a tym samym groźna dla demokracji. Zdaniem ideologów nowej prawicy, trzeba realizować interesy ekonomiczne, a nie bujać w obłokach. Czasem słyszymy wprawdzie, że jakiś zakonnik wyjechał „na misję”, jednak nas to nie dotyczy. Nasze powinności w wersji uzgodnionej przez główne media sprowadzają się do zarabiania pieniędzy i korzystania z rozrywek. Mamy pozostać tłumem, który „czci cztery bożyszcza: pieniądz, komfort, czyn i szybkość, pasjonują go filmy z życia miliarderów, walki bokserskie i wyścigi motocykli”.

Tak w 1936 r. na łamach „Prosto z mostu” opisywał specyfikę kultury masowej Jan Mosdorf. Dla niego i innych publicystów tygodnika, który w ostatnich latach II RP stanowił realną alternatywę dla liberalnych „Wiadomości Literackich”, różnica między tłumem a narodem była oczywista. Naród tworzą ludzie, którzy podejmują zbiorową misję, przeciwstawiając się własnemu egoizmowi. Celem heroicznego wysiłku Polaków miało być uczynienie z Rzeczypospolitej centrum cywilizacji duchowej, promieniującej na całą środkową i południowo-wschodnią Europę. Stanisław Piasecki, twórca i redaktor „Prosto z mostu”, pisał w obliczu rosnących w siłę bolszewizmu i nazizmu: „Musimy zbudować potęgę trzecią, która tamtym materialistycznym poglądom przeciwstawi swój idealistyczny pogląd na świat. I skupić wokół niego wszystkich, którzy między Morzem Bałtyckim a Czarnym i Śródziemnym tak samo czują jak my, a są słabi i rozbici”.

W niedzielę 12 czerwca mija 70. rocznica śmierci Piaseckiego. Urodzony we Lwowie, dwukrotnie jako ochotnik walczył przeciwko Armii Czerwonej, najpierw w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., później we wrześniu 1939 r. Po klęsce zdołał przedrzeć się do okupowanej Warszawy, gdzie wkrótce został aresztowany przez gestapo. Efektem kilkumiesięcznego śledztwa były odbite nerki i połamane żebra. Zginął w czerwcu 1941 r., rozstrzelany w Palmirach. Podobną ofiarę ponieśli dwaj jego redakcyjni koledzy. Jan Mosdorf zginął w Auschwitz, a Włodzimierz Pietrzak w powstaniu warszawskim. Najwyższą cenę za wierność Polsce zapłacili też młodzi poeci z okupacyjnego pisma „Sztuka i Naród”, marzący o Imperium Słowiańskim, które miało powstać z wzajemnego wyniszczenia się III Rzeszy i ZSRS. Wkrótce ucichły działa, zaczęła się okupacja sowiecka, w środku kontynentu spuszczono żelazną kurtynę. Walec historii brutalnie rozjechał naiwne polskie marzenia.

Czy rzeczywiście naiwne? A może konieczne, wynikające z geopolitycznego realizmu? „W tym miejscu jesteśmy dziś [...] na przeciągu wichrów ze wschodu i zachodu. Tu można być tylko albo czymś wielkim i potężnym, albo nie być” – pisał Piasecki. Dobrze rozumiał to prezydent Lech Kaczyński, prowadzący politykę ochrony niepodległości przez współpracę z innymi państwami narażonymi na wpływy Rosji. Ten polityczny projekt został rozbity w Smoleńsku, ale misja duchowa wciąż jest aktualna. Tak samo jak przed wojną, żyjemy między dwoma materializmami: zachodnim, nakazującym odbierać życie nienarodzonym i nieuleczalnie chorym, i wschodnim, służącym imperialnym interesom Rosji. Naszą siłą jest naród złożony z ludzi z charakterami, wciąż zdolnych do walki z własnym wygodnictwem i do jednoczenia się w imię wartości niematerialnych. Naród, którego nie należy mylić z tłumem osiadłym nad Wisłą. Dla budowniczych nowego wspaniałego świata istnienie takiej wspólnoty jest skandalem. Dlatego tak wściekle atakują nasz idealizm, przedstawiając go jako domenę starców i poetów. Wiedzą, że jeśli zniszczą polskiego ducha, Polska przestanie się liczyć także jako państwo. Ten idealizm trzeba wyznawać z odwagą, wiarą i żelazną konsekwencją, nie obawiając się śmieszności. To nie tylko kwestia zobowiązania wobec twórców „Prosto z mostu” i innych poległych za ojczyznę romantyków, i nie wyłącznie sprawa chrześcijańskiego świadectwa, które powinniśmy dać Europie. W dłuższej perspektywie gra idzie o najwyższą stawkę polityczną: niepodległość.

* Uwaga! Moje felietony z cyklu "Listy z podziemia" ukazują się na blogu z tygodniowym opóźnieniem, dopiero po ich opublikowaniu w internetowym serwisie tygodnika. Zachęcam do kupowania papierowego wydania "Gazety Polskiej" - w każdą środę w kioskach nowy numer, nowy felieton i wiele ważnych, ciekawych tekstów znakomitych autorów.