czwartek, 2 czerwca 2011

My, naród Kaczyńskiego

Podobnie jak bohater „Zgreda” Rafała Ziemkiewicza, mam ostatnio objawy hipochondrii. Banalne nerwobóle wydają mi się zwiastunem zawału. Nic dziwnego, że w ubiegłym tygodniu przyśniło mi się lekarskie konsylium.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 1 czerwca 2011

Biała sala, kilku facetów w kitlach, dyskusja w medycznej łacinie, a w kącie… Piotr Semka stukający w klawiaturę laptopa. Trochę się zdziwiłem. Gdybym mógł wydobyć z siebie coś prócz chrapania, pewnie spytałbym Piotra, co robi w moim śnie i dlaczego ma na sobie sweter, a nie fartuch, jak reszta lekarzy. Ale szybko okazało się, że to nie zwykłe konsylium, tylko narada zespołu „Rzeczpospolitej”. Paweł Lisicki z miną renomowanego psychiatry mówił, że pacjenci, którzy biorą pod uwagę hipotezę zamachu w Smoleńsku, „przegrywają walkę o rozum”. Piotr Skwieciński, który właśnie wrócił od łóżka Jarosława Marka Rymkiewicza, informował, że reakcja pacjenta na polską rzeczywistość jest „aberracyjna, chora”. A Igor Janke z wysokości katedry pochylał się nad kilkumilionowym „pisowskim ludem”, twierdząc, iż jest on „wierny, twardy i bojowy”. Tylko Piotr się nie odzywał.

Żarty żartami, a sprawa jest dość poważna. Dlaczego wśród wielu wartościowych tekstów, które publikuje „Rzeczpospolita”, co jakiś czas musi się pojawić szydercza diagnoza naszych patriotycznych uniesień, kpina ze „smoleńskiej mistyki” i sugestia umysłowego ograniczenia? Skąd bierze się inteligencka pogarda, z jaką część redaktorów dziennika traktuje Polaków, którzy w kontekście Smoleńska nie godzą się na dogmat o wypadku lotniczym, lecz stawiają pytania o prawdę w życiu publicznym, naturę polskości i sens naszej historii? W tekście Naród Kaczyńskiego Janke przedstawia nas jako prymitywnych wyznawców wodza. Zaskoczony odkrywa, że nauczyliśmy się komunikować z guru przez internet. Brawo! Czynimy postępy. Niedługo będziemy skakać przez obręcze. Oczywiście, wciąż jest wśród nas wielu technologicznych analfabetów, ale „ci, którzy z nowoczesnych kanałów komunikacji nie korzystają, mają »Gazetę Polską«”. No proszę. Po pierwszych felietonach sądziłem, że piszę nie tylko dla leśnych ludzi, a tu taka przykra niespodzianka. Mogłem przyjąć posadę w „Uważam Rze”. Miałbym bardziej wypasionych czytelników.

„Człowiek mierny, powodowany obawą rzeczy wyższych, mówi, że ceni nade wszystko zdrowy rozum, ale nie wie, co to jest zdrowy rozum. Rozumie on pod tym wyrażeniem zaprzeczenie tego wszystkiego, co wielkie” – pisał Ernest Hello. To przypadek redaktorów „Rzeczpospolitej”. Ich wyobraźnia sięga techniki medialnej, kapituluje wobec narodowego romantyzmu czy metafizyki. Owszem, jesteśmy narodem, mamy poczucie wspólnych wartości, żyjemy polską historią, krajobrazem, literaturą. Od polityków nie chcemy autorskich projektów nowego wspaniałego świata. Oczekujemy od nich służby, rozpoznawania społecznych potrzeb i krążących w narodzie idei, zabezpieczania niepodległości, wierności testamentowi przeszłych pokoleń. Tak, jesteśmy narodem Kaczyńskiego, podobnie jak jesteśmy narodem Piłsudskiego i „Łupaszki”, Mickiewicza i Gajcego, wszystkich tych, którzy służyli Polsce, a nie własnej karierze lub interesom wąskich grup społecznych.

Igor Janke dystansuje się od takiego narodu. Pisze, że w rocznicę Smoleńska na Krakowskim Przedmieściu czciliśmy „swoich bohaterów”. Widocznie ma do wyboru jakiś inny naród i jakichś innych bohaterów. Nie precyzuje tylko, gdzie ich szukać. Rozglądam się wokół i widzę tylko jedną świadomą wspólnotę i ten sam od wieków polski krajobraz, pełen bólu i dumy, geopolitycznego realizmu i romantycznego ducha. Szczerze mówiąc, nie cierpię medialnych cyników, którzy stawiają się ponad wspólnotą, usiłując sprzedać jej atrakcyjnie opakowane konserwatywne idee. Nie utożsamiają się z ludzkimi emocjami, poczuciem wykluczenia, patriotyzmem. Nie są zimni ani gorący, oferują produkt, liczą na zyski. Doprawdy, przewidywalny scenariusz: „Życie”, „Dziennik”, teraz „Rzeczpospolita” i „Uważam Rze”. Może lepiej bym na tym wyszedł, gdybym wyszedł z siebie i stanął z boku, ale nie potrafię. Jestem częścią „pisowskiego ludu” i mam gdzieś diagnozy fałszywych psychiatrów.