Wszystko już było. W latach 1819–1823 istniał w Warszawie Związek Wolnych Polaków.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 7 marca 2012
Każda komórka tej tajnej organizacji nawiązywała w nazwie do konkretnej tradycji patriotycznej. Seweryn Goszczyński, który trafił do chorągwi Tadeusza Rejtana, ciekawie opisuje rytuał swojej związkowej inicjacji w poemacie „Trzy struny”. W opustoszałym Pałacu Radziwiłłów sylwetki Wolnych Polaków „w czarnej odzieży, z twarzą pod kapturem,/ Przykute do ścian półkolistym chórem,/ Czarnych posągów rzędem być się zdały”. Zebranych oświetla jedynie blask świec umieszczonych w leżącej na stole czaszce Jana Karola Chodkiewicza. Pisze poeta: „Przez to pół martwe mdłych świateł pałanie,/ Przez trupią czaszkę, po dzielnym hetmanie,/ Przez ten miecz przysiąg wzywam cię, Rejtanie!/ Wstąp w moje myśli, Polski męczenniku”.
W 1824 r., kiedy powstawał ten poemat, polscy patrioci nie odczuwali specjalnego rozdźwięku między gotowością do walki zbrojnej a indywidualnym sumieniem. Goszczyński potwierdził swoją miłość do ojczyzny w latach 1830–1831 udziałem w ataku na Belweder i w bitwie pod Stoczkiem. W powstaniu listopadowym uczestniczyło zresztą wielu świetnych poetów, m.in. Konstanty Gaszyński, Stefan Garczyński czy Józef Bohdan Zaleski. Wątpliwości u autora „Zamku kaniowskiego” pojawiły się dopiero na początku lat 40., gdy poznał w Paryżu Andrzeja Towiańskiego. Ten charyzmatyczny Litwin, który szybko stał się duchowym guru emigracyjnej inteligencji, głosił bowiem, że walka z bronią w ręku, a nawet oddanie życia za ojczyznę, to sprzeciwienie się woli Boga. Nauczał, że aby zmienić świat, wystarczy rozważać Słowo Boże w chrześcijańskiej wspólnocie, uczyć się kochać nieprzyjaciół i stawać się lepszym człowiekiem.
W założonym przez Towiańskiego Kole Sprawy Bożej bracia wyznawali sobie wzajemne urazy i prosili o wybaczenie. Atmosfera żywego chrześcijaństwa przyciągnęła m.in. Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Relacje zaczęły się psuć, gdy Towiański zarządził modlitwę za duszę cara Aleksandra I. Jak głosi plotka, brat Juliusz krzyknął wówczas, że duch Stefana Batorego zabronił mu się modlić za jakiegokolwiek Moskala, i wkrótce opuścił sektę. Mickiewicz wytrzymał nieco dłużej. W 1844 r. przetłumaczył nawet podpisany przez Aleksandra Chodźkę, ale ułożony przez Towiańskiego list do Mikołaja I. Guru zwracał się w nim do cara w klimacie miłości bliźniego, prosząc go o objęcie duchowego przywództwa nad ludami słowiańskimi. Sprawę doznanych krzywd kwitował ewangeliczną mądrością, że „nie do braci należy sądzić braci”. Zresztą – przyznawał – Polacy także odwrócili się od Boga, za co zostali ukarani rozbiorami. Teraz czas wyrzec się nienawiści i rozpocząć „nową epokę chrześcijańską”. Oczywiście, pismo wywołało burzę w środowisku emigracji. Towiańskiego uznano za rosyjskiego szpiega, którego celem jest sparaliżowanie polskich dążeń niepodległościowych.
Także dzisiaj te dwie koncepcje mesjanizmu są w Polsce obecne. Niektórzy podążają drogą wydeptaną przez towiańczyków, twierdząc, że już nie tylko zbrojna walka o niepodległość, ale i zwyczajne zaangażowanie patriotyczne czy polityczne jest pogańskim „wyborem Barabasza”. Poddanie się woli Bożej oznacza dla nich generalną kapitulację: wobec losu, kłamstwa, przemocy. Przy drugiej, chrześcijańskiej drodze stoi drogowskaz ze słowami bł. Marceliny Darowskiej: „Bóg nas stworzył Polakami”. Ponieważ nie jesteśmy pionkami na szachownicy Boga, naszym powołaniem jest walczyć o niepodległość Polski do ostatniej kropli krwi. Nie dowiemy się, jaki jest plan Boży wobec ojczyzny, jeśli będziemy biernie czekać na triumf jej nieprzyjaciół.
W XIX w. na szczęście ostatecznie zwyciężył czyn. W 1855 r. Mickiewicz wyjechał do Konstantynopola tworzyć Legion Polski, a osiem lat później do powstania styczniowego znów poszedł kwiat patriotycznej inteligencji. Poeta Władysław Ludwik Anczyc pisał: „Hej, strzelcy, wraz! nad nami Orzeł Biały,/ A przeciw nam śmiertelny stoi wróg./ Wnet z naszych strzelb piorunne zagrzmią strzały,/ A lotem kul kieruje Zbawca Bóg”.
W sensie duchowym nie ma znaczenia, że oba te narodowe zrywy skończyły się polityczną klęską. Widocznie taki był zamysł Boga. Liczy się fakt, że ufni w moc Zbawiciela jeszcze raz ocaliliśmy polską duszę, stając do nierównej walki z potęgą tego świata.