wtorek, 6 marca 2012

Emigranci

Wbrew pozorom nie zamierzam pisać o naszych rodakach zza oceanu. Chodzi o nas, żyjących w starym kraju, w swojskim krajobrazie, w społeczeństwie mówiącym jednym językiem.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 29 lutego 2012

Czy po 10 kwietnia 2010 r. nie czujemy się jak emigranci? Otacza nas obcy żywioł: ludzie oderwani od polskości, traktujący państwo wyłącznie jako strukturę gospodarczą, dążący do realizacji egoistycznych ambicji, rechoczący z dowcipów, które nas ranią albo wprawiają w zażenowanie. Podróżujemy wspólnymi środkami komunikacji, robimy zakupy w tych samych sklepach, wymieniamy konwencjonalne uprzejmości, ale głębsze porozumienie z miłośnikami III RP jest niemożliwe. Nawet zewnętrznie przypominamy środowiska polonijne: gromadzimy się w umówionym miejscu, najczęściej w salkach parafialnych lub pod pomnikami narodowych bohaterów, jakbyśmy starali się przechować pamięć o utraconej ojczyźnie.

Co z tą Polską? Co się stało z dumnym państwem w sercu Europy, o które potykały się imperia? Zostało gdzieś daleko za nami czy rozpłynęło się w smoleńskiej mgle? Poeta Jerzy Gizella, który kilka lat temu wrócił z Toronto do Krakowa, zauważa w wywiadzie dla miesięcznika „Debata”, że „tu i tam choruje się »na Polskę«, umiera się z tęsknoty za ojczyzną”. Ta wstrząsająca prawda odsłania skalę degeneracji państwa, które wyrzekło się patriotów, ale wyznacza nam też misję do spełnienia. W 1833 r. Adam Mickiewicz pisał: „Polityką, działaniem nazywamy tylko czyny, albo słowa i myśli, które rodzą czyny. Takiemi czynami jest walka, zwycięstwo lub męczeństwo”.

Nie wszyscy dostrzegają ten potencjał w naszych zebraniach i manifestacjach. Cynikom z lewa i prawa wydaje się, że kieruje nami nostalgia, która wygaśnie razem z resztkami starego ładu. Nie mają pojęcia, jak mocno uobecnia się wśród nas duch Mickiewicza. Nasze uparte trwanie byłoby próżne, gdyby nie miało zmienić oblicza Polski i Europy, „zaraz lub w przyszłości”. „Pielgrzym – pisze nasz narodowy prorok – nie pochlebiając sobie, iżby mógł zwalczyć żywioły, wie przynajmniej, gdzie ma płynąć, skąd wiatru czeka: czeka wiatru przeciwnego wszystkim monarchiom europejskim...”. Ten wiatr już zerwał się na Węgrzech. Prędzej czy później dotrze do Polski.

Polski romantyzm jest kluczem do współczesności. Konsekwentnie próbuje nam to uświadomić Jarosław Marek Rymkiewicz, który już dawno włączył Mickiewicza do wspólnoty „moherów”, a ostatnio – przyjmując tytuł Człowieka Roku Klubów „Gazety Polskiej” – przypomniał tekst wieszcza „O ludziach rozsądnych i ludziach szalonych”. Tak, jesteśmy szaleni, bo nie przestaliśmy czuć po obywatelsku i nie godzimy się na narodowy relatywizm. Bo zaklinamy zdrajców ojczyzny „na rany Boskie” i – wzorem konfederatów barskich – na równi stawiamy wolność i wiarę.

Choć coraz częściej czujemy się gośćmi we własnym kraju, nasza wewnętrzna emigracja nie jest przekleństwem. Przeciwnie: na nowo uświadamia nam, że „duszą narodu polskiego jest pielgrzymstwo polskie”. Polskość to nie miejsce spoczynku, lecz droga, która prowadzi przez bramy historii ku nieskończoności. Kto chce naprawdę stać się Polakiem, musi być apostołem życia wiecznego. W świecie lękającym się śmierci i bijącym pokłony mamonie dawać świadectwo autentycznej wolności. „Może nasz naród – pisze Mickiewicz – jest powołany opowiadać ludom ewangelię narodowości, moralności i religii, wzgardy dla budżetów, jedynej zasady teraźniejszej polityki prawdziwie celniczej”.

Analogia z romantyzmem daje nadzieję na odrodzenie narodowej kultury. Gdy w 1830 r. Maurycy Mochnacki wieszczył historyczny triumf młodych poetów, większość odbiorców – podobnie jak dziś – fascynowała się „lekką muzą”, tyle że „nadsekwańską” w poezji, a nie brytyjską w modnym klubie. A jednak „duch starej Polski” zwyciężył. Szaleni poeci zmiażdżyli rozsądnych powielaczy francuskich wzorów, dając duchowe oparcie kolejnym pokoleniom wolnych Polaków. Ostatecznie dla Mochnackiego ważniejszy od literatury okazał się wiatr, który zerwał się w Warszawie w noc listopadową. „Improwizowaliśmy najśliczniejsze poema Narodowego Powstania!” – zachwycał się we wstępie do dzieła „O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym”. „Życie nasze już jest poezją. Zgiełk oręża i huk dział. Ten będzie odtąd nasz rytm i ta melodia”.