Lemingi występują zarówno w wersji żeńskiej, jak i męskiej. To nie tyle zdrajcy, ile osoby bezmyślnie powielające obce mody.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 21 marca 2012
Opisując naturę Polaków, Jarosław Marek Rymkiewicz często przywołuje francuskojęzyczny dramat Adama Mickiewicza „Jacques Jasiński ou Les deux Polognes” (1836). Stąd wzięła się szeroko dyskutowana teza o istnieniu Polski patriotów i Polski zdrajców. W ostatnich miesiącach bardzo polubiliśmy tytułowego bohatera dramatu. Choćby za to, że jako komendant wileńskiej insurekcji w 1794 r. kazał postawić przed ratuszem szubienicę, na której zawisł hetman Szymon Kossakowski, jedna z największych kanalii w dziejach Rzeczypospolitej. Tyle że wiemy o tym z lekcji historii, ewentualnie z Rymkiewiczowskiego „Wieszania”, ponieważ w „Les deux Polognes” Jakub Jasiński się nie pojawia. Zapowiedziany w tytule nie zdążył wkroczyć do akcji, bo po ukończeniu czterech scen i kawałka piątej Mickiewicz połamał pióro albo zgubił rękopis.
Ściśle polityczna interpretacja dramatu jest więc trochę na wyrost. Kluczowa w tekście wydaje się diagnoza starego szlachcica Stanisława, który z okien ukochanego dworu na prowincji nie dostrzegł przemian cywilizacyjnych: „Com miał przed oczyma,/ To mi nie powiadało: że się Polska zmienia,/ Że się zmieniła, czyli, że już Polski nie ma./ Jest to tak, jakby podczas nocnego uśpienia/ Skradziono Polskę starą; a dzień po to budzi,/ Żeby oko patrzało na diabelskie sztuki,/ Żeby widziało fraki, ogony, peruki –/ Wojsko w frakach, perukach; z ogonami ludzi”.
Cytuję dziewiętnastowieczny przekład Tomasza Olizarowskiego, bo bardzo podoba mi się wizja ludzi z ogonami. To nic, że w oryginale stoi jak wół „des femmes avec des queues”, czyli „kobiety z ogonami” (prawdopodobnie chodzi o manieryczne fryzury). Z własnych obserwacji wiemy, że lemingi występują zarówno w wersji żeńskiej, jak i męskiej. Jak wynika z tekstu, to nie tyle zdrajcy, co osoby bezmyślnie powielające obce mody. Stary szlachcic dostaje od ich widoku zawrotu głowy. Obawia się, że umrze albo – co gorsza – straci rozum i sam zostanie transwestytą (chyba tak, według dzisiejszych standardów, należy tłumaczyć słowo „travesti”). Jest przekonany, że od samego patrzenia na opętanych można się zarazić.
Zdanie o skradzionej Polsce oznacza więc przede wszystkim unicestwienie tradycyjnego stylu życia Polaków, ich kultury opartej na wierze w Boga i zdrowym rozsądku. Utrata bytu politycznego to prosta konsekwencja wyrzeczenia się wartości duchowych. Stary szlachcic nie ma wątpliwości, że to dzieło diabła. To on każe wygłaszać mądrości typu: „Nosić się dziś po polsku gustu nie dowodzi”. Stanisław, który w naszych czasach z pewnością zostałby uznany za mohera, przeciwstawia miejskim truciznom cnoty szlachty wojewódzkiej: serdeczność, pobożność i miłość ojczyzny. Ludzie z ogonami, którzy potrafią „dziesięcioma językami gdakać” na podobieństwo „wieży babelskiej”, są dla niego jedynie marionetkami w szatańskiej komedii.
Czytając patriotyczną literaturę epoki zaborów, trudno oprzeć się wrażeniu, że największą przeszkodą na drodze do odzyskania niepodległości nie jest wcale potęga caratu. Jest nią wielki pochód lemingów. „Karnawał – pisze Adolf Jabłoński (Jasieńczyk) – w roku 1846 zaćmił świetnością swych poprzedników. Wesoło bawi się Warszawa; po rogach ulic sążniste afisze setne ogłaszają bale, resursy pełne, maskarady huczne, a wszędzie gwarno, tłumno i wesoło. Stolica się bawi, więc i kraj się bawi, a przecież w kraju nie zmniejszył się ucisk, wróg nie ustąpił ani pofolgował”. Inny kronikarz tamtej epoki, poeta Władysław Ludwik Anczyc, wspomina o tłumie wiwatującym na cześć Aleksandra II, złożonym z „trzody najemników” i panien „strojnych w złoto, koronki i kwiatki”. Nie ma też najlepszego zdania o młodzieży: „Wątła, zlana woniami, z utrefionym włosem,/ Z próżnią w sercu i głowie, bezwstydem na ustach,/ Zajmowała się więcej baletnicy losem,/ Niż ojczyzny...”
Kto obserwując współczesne migracje lemingów, traci nadzieję na przywrócenie Polsce godności, powinien wyciągnąć wnioski z historii. Ludzie z ogonami istnieli zawsze, ale o losach państwa decydowały zrywy wolnych Polaków, patriotycznej mniejszości. Także dzisiaj, żeby zwyciężyć, nie są nam potrzebne żadne kompromisy z wielkimi mediami, agencjami public relations czy nihilistyczną pop-kulturą. Musimy wrócić do Polski starej, którą skradziono nam, gdyśmy spali.