Procesy wytaczane Krzysztofowi Wyszkowskiemu przez bohatera dziecięcej kreskówki to jeden z najbardziej upokarzających spektakli III RP.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 14 marca 2012
Prezentowane w głównych mediach jako efekt ambicjonalnej rozgrywki, w gruncie rzeczy wymierzone są przecież we wszystkich, którzy ośmielają się śnić o wolnej Polsce. Fakt, że kolejne pozwy nie są oddalane, obnaża trwałość okrągłostołowego układu, przypomina o istnieniu „świętych krów”, upadku sądownictwa i ograniczeniach wolności słowa. Uświadamia, że choć co miesiąc gromadzimy się na Krakowskim Przedmieściu, to jednak wciąż „porządek panuje w Warszawie”.
Pisałem już kiedyś, że Wyszkowski to dla mnie klasyczny bohater herbertowski. Ale to również świadomy kontynuator obywatelskiej misji wielkiego poety. Konsekwentne oświetlanie ciemnych miejsc w biografii Lecha Wałęsy jest tylko jednym z wymiarów tego posłannictwa. Swoją kronikę wypadków historycznych, prowadzoną w felietonach i komentarzach, Wyszkowski zaczyna tam, gdzie kończy się „Raport z oblężonego Miasta”: „teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody/ zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych/ zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą”.
Jest rok 1982. Po entuzjastycznej atmosferze Sierpnia’80 nie ma już śladu. W ciemności stanu wojennego kiełkuje ziarno zdrady. Siedem lat później zdobycze antykomunistycznego powstania zostaną ostatecznie zaprzepaszczone. Wyselekcjonowana przez SB elita Solidarności zasiądzie z komunistami do okrągłego stołu, by zbudować układ nowej nomenklatury. Wyszkowski ma okazję śledzić przebieg i kulisy obrad jako niezależny obserwator. Widzi i słyszy to, co ma pozostać zakryte przed społeczeństwem. Jest przerażony postawą swoich znajomych i przyjaciół, liderów tzw. opozycji demokratycznej, którzy obgadują z wrogami narodu warunki ugody. To doświadczenie stanie się głównym tematem i kontekstem jego publicystyki.
System kłamstwa III RP okazuje się niemal doskonały, zdolny panować nie tylko nad strukturami państwa, ale i nad umysłami milionów Polaków. Wyszkowski prawie w każdym swoim tekście ukazuje jego genezę i mechanizm. Szczegółowo opisuje rolę służb specjalnych, siatkę zależności towarzyskich i finansowych, metody manipulacji opinią publiczną i walki ze świadkami prawdy. Z jego felietonów wyłania się obraz państwa zawłaszczonego, służącego do realizacji egoistycznych interesów władzy i wąskich grup społecznych, a na arenie międzynarodowej sprowadzonego do roli przedmiotu przetargu.
Jak te konstatacje mają się do poezji Herberta? Otóż są jej szczegółowym rozwinięciem. W istocie Wyszkowski robi to samo, co Pan Cogito: patrzy „w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci/ najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady”. Tyle że nazywa po imieniu aktorów tej szatańskiej komedii. Gorzkie metafory poety nie są przecież oderwane od życia. Przeciwnie: kryją się pod nimi miliony najprostszych spraw, politycznych intryg i wyborów moralnych podejmowanych przez zwykłych Polaków. Wystarczy trochę dystansu, by również w tekstach publicysty dostrzec uniwersalny tragizm: kosmos ludzkiej nikczemności, przecinany rzadkimi liniami wierności i odwagi.
Rola niewygodnego świadka zawsze jest niewdzięczna. Przekonał się o tym choćby Józef Mackiewicz, który w 1943 r. obserwował ekshumację zwłok polskich oficerów w Katyniu, a przez resztę życia świadczył o sowieckiej zbrodni. „Czarna legenda”, którą mu dorobiono, jeszcze dzisiaj ogranicza zasięg jego myśli. Podobnie jest z Wyszkowskim, który wielokrotnie był stygmatyzowany jako polityczny awanturnik. Może dlatego nawet w środowiskach niepodległościowych bywa traktowany z dystansem, a jego misja nie zawsze jest właściwie rozumiana. W czasach, kiedy wszystko jest kreacją, także patriotyzm bywa pojmowany płytko, jako prywatny pogląd, za który nie płaci się żadnej ceny. Jedynie ludzie z charakterem są w stanie zgodzić się na odrzucenie i samotność. Z woli Najwyższego stają się tragarzami wspólnotowej pamięci. Niosą Miasto w sobie po drogach wygnania.
Nasza bezradność wobec kolejnych wyroków sądów nie oznacza, że nie mamy nic do zrobienia. Obserwując z boku zmagania Wyszkowskiego, jesteśmy mu winni solidarność, także finansową, jeśli będzie taka potrzeba. Kiedy plują nam w twarz, nie rozkładajmy parasoli, bo w III RP deszcze nie padają.