niedziela, 14 października 2012

Dlaczego nie wracamy do kraju

Dopóki oficjalna kultura III RP będzie objęta postkolonialnym jarzmem, dopóki tradycja emigracji nie zostanie uznana za nasze bezpośrednie dziedzictwo, dopóki samodzierżawie władzy będzie się plenić w nowych formach, dopóty polski pisarz nie może w tej kulturze uczestniczyć.



Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 10 października 2012

Nie można powiedzieć, że tradycja emigracji niepodległościowej jest w III RP zupełnie nieobecna. Dwie żony gen. Władysława Andersa czy erotyczne sukcesy polskich lotników wśród Brytyjek to tematy podejmowane chętnie, np. w książce Ewy Winnickiej „Londyńczycy”. O emigrantach pisze się jak o pasażerach Titanica, a ich aktywność polityczna obowiązkowo określana jest frazesem „polskie piekiełko”. Po zakończeniu ziemskiego żywota depozytariusze wolnej Polski nareszcie wchodzą do krajowej świadomości. Drzwiami od magla.

Kiedy 22 grudnia 1990 r. na Zamku Królewskim w Warszawie Ryszard Kaczorowski przekazał Lechowi Wałęsie insygnia władzy II RP, wydawało się to oczywistym znakiem ciągłości niepodległego państwa. „Prawowite władze polskie poza granicami kraju przestały być uznawane przez obce kancelarie dyplomatyczne, były jednak one akredytowane w sercach polskich w ojczyźnie i na emigracji. Ten klejnot patriotycznej wierności dla Tej, która nie zginęła, szczególnym blaskiem świecił w głębi narodowej nocy” mówił ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie.

Przez niemal pół wieku rząd londyński stał na straży zasady suwerenności, dając poczucie godności i nadziei zniewolonemu narodowi. To w łączności z nim walczyli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, powstańcy warszawscy, bohaterowie antykomunistycznego podziemia. To on uparcie podważał porządek jałtański i nagłaśniał sprawę Katynia. Choć w warunkach wygnania trudno było uniknąć kłótni, misja przechowania polskiego ducha została wypełniona. Także przez emigracyjne środowiska kulturalne. Autorzy „Wiadomości”, pracownicy Polskiej Fundacji Kulturalnej czy wydawnictwa Veritas, twórcy polskich szkół, bibliotek i teatrów wierzyli, że demaskując naturę krajowego komunizmu, poruszają sumienie świata, a jednocześnie gromadzą depozyt, który stanie się kamieniem węgielnym wolnej ojczyzny. Jak zwykle, pomylili się co do świata. Trudniej pogodzić się z tym, że nowa Polska uznała ich heroiczną pracę za zbędną.

Niestety, diagnoza ta odnosi się nie tylko do władz III RP. O tym, że mając do wyboru dwie tradycje, odwołujemy się do tej niewolniczej, peerelowskiej, świadczy nasz język. Zamiast mówić o komunistycznej okupacji, wciąż – jako zbiorowość – stopniujemy zło. Bredzimy o jakichś „odwilżach”, debatujemy o różnicach między Gomułką a Gierkiem, mitologizujemy Marzec 1968 r., wymieniamy plusy i minusy okrągłego stołu, na patriotycznych uroczystościach cytujemy Tuwima, a w szkołach Szymborską. Niektórym nie przeszkadzają nawet sowieckie pomniki i nazwy ulic. Jeśli nawiązujemy do tradycji niepodległościowej, to na chybił trafił. Kultura III RP, podobnie jak struktury państwa, to eklektyczne bagno po „transformacji ustrojowej”.

W 1956 r. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie zorganizował w Londynie spotkanie pt. „Dlaczego nie wracamy do kraju”. Osobiście wzięło w nim udział ośmiu pisarzy, dwóch nadesłało listy otwarte z USA. Tymon Terlecki powiedział m.in.: „Nie wracamy do ojczystego kraju, bo od lat znajduje się on pod wrogim zaborem. Raz jawnym, raz maskowanym, ale oczywistym ponad wszelką wątpliwość. Nie wracamy do kraju, ponieważ nie ma w nim wolności politycznej, społecznej, kulturalnej, wolności słowa, myśli i zrzeszania się. Nie wracamy do kraju, ponieważ narzucona, podtrzymywana przez obcych władza służy swoim mocodawcom, a nie narodowi, nad którym sprawuje samodzierżawie”.

Czy taka perspektywa wobec PRL jest obecna w głównych mediach, instytucjach, szkołach wyższych? Wolne żarty. Pewnie z tego powodu Kazimierz Wierzyński, Stanisław Baliński czy „późny” Jan Lechoń dotychczas nie wrócili do kraju jako pisarze. Dopóki oficjalna kultura III RP będzie objęta postkolonialnym jarzmem, dopóki tradycja emigracji nie zostanie uznana za nasze bezpośrednie dziedzictwo, dopóki samodzierżawie władzy będzie się plenić w nowych formach, dopóty polski pisarz nie może w tej kulturze uczestniczyć. Dlatego ja również nie wracam do kraju. Wrócę razem z moimi mistrzami, gdy kraj uzna ich wielkość.

PS. Niezbędnik Wolnego Polaka:

Audycje Radia Wolna Europa
Archiwum „Wiadomości”
Cykl „Errata do biografii”