wtorek, 9 kwietnia 2013

Czeski paradoks

W plebiscycie na czeską książkę roku 2012 zwyciężyła biografia katolickiego księdza Josefa Toufara, zamęczonego na śmierć przez komunistyczną bezpiekę.

Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 3 kwietnia 2013

Pepiki? Tchórze? Hedoniści? Śmiejące się bestie? Są ludzie, którzy mierzą Czechów własną miarą, utrwalając krzywdzące ich stereotypy. „Czechy to dla mnie azyl. Schronienie przed mentalnością PiSiorów. Kiedy przekraczam granicę, nabieram czeskiego wymiaru, bo tam mi dają prawo do grzechu, prawo do słabości, prawo do wolności. A wymiar polski? To tropienie grzechu, nasze zajęcie narodowe” – mówił w 2007 r. Mariusz Szczygieł. Ciekawe, jak znany miłośnik szwejkowskiego luzu poradzi sobie z faktem, że jako czeską książkę roku 2012 wybrano biografię katolickiego księdza, zamęczonego na śmierć przez komunistyczną bezpiekę.

W tradycyjnej ankiecie dziennika „Lidové Noviny” brało udział 219 osób ze świata kultury, nauki i polityki. Zwyciężyła książka poety i dziennikarza Czeskiego Radia Miloša Doležala, której tytuł można przetłumaczyć: „Jakbyśmy dziś umrzeć mieli. Dramat życia, kapłaństwa i męczeństwa czihosztskiego księdza Josefa Toufara”. Jej punktem kulminacyjnym jest historia cudu, który dokonał się w Czihoszti na Wyżynie Czesko-Morawskiej kilkanaście miesięcy po przejęciu władzy przez komunistów. 11 grudnia 1949 r. miejscowy kapłan odprawiał poranną mszę świętą. Po słowach: „Tutaj, w tabernakulum, jest nasz Zbawiciel”, krucyfiks wiszący nad ołtarzem wyraźnie się wychylił. Parafianie potraktowali to jako zapowiedź prześladowań, ale i znak chrześcijańskiej nadziei. Kościoły w całym kraju wypełniły się wiernymi. 28 stycznia 1950 r. na osobisty rozkaz prezydenta Klementa Gottwalda funkcjonariusze StB porwali ks. Josefa Toufara sprzed plebanii. Został oskarżony o „zainscenizowanie cudu”. Z kawałka drewna, gumy i drutu miał skonstruować urządzenie, za pomocą którego rzekomo skrycie poruszał krzyżem. Dla lepszego efektu dorzucono zarzut wykorzystywania seksualnego dzieci. Osadzony w więzieniu kapłan nie wytrzymał codziennych tortur. Zmarł 25 lutego 1950 r.

Ponieważ z autorem czeskiej książki roku łączy mnie długoletnia przyjaźń, wiem, że jego zainteresowanie tragicznym wymiarem ojczystej kultury nie jest incydentalne. Jeśli my budujemy drugi obieg od niedawna, on robi to od zawsze. To człowiek wielkiego ducha, który z reporterskim dyktafonem odwiedza ostatnich żyjących świadków komunistycznych represji, podróżuje śladami poetów metafizycznych: Bohuslava Reynka i Jana Zahradníčka, a w swoim kamiennym domu na Wyżynie Czesko-Morawskiej każdego lata organizuje rodzinne festiwale teatru i poezji. I ja tam byłem, śliwowicę piłem.

– Nasza cicha modlitwa i polska energia są tutaj bardzo potrzebne – mówiła niedawno Zdenka Rybova, organizatorka praskiego Marszu dla Życia, w którym wzięła udział również grupa młodzieży ze Szczecina. Uczmy się skuteczności od braci Węgrów i kontemplacji od braci Czechów. Dzielmy się z nimi polskim entuzjazmem, ale nie zapominajmy, że to, co ma być trwałe, wymaga pokornej pracy z dala od zgiełku mediów. Razem jesteśmy w stanie zmienić Europę!