Uzasadniając swój start w wyborach prezydenckich, Jarosław Kaczyński napisał m.in.: „Tragicznie przerwane życie Prezydenta RP, śmierć elity patriotycznej Polski, oznacza dla nas jedno: musimy dokończyć Ich misję. Jesteśmy Im to winni, jesteśmy to winni naszej Ojczyźnie. Choć pogrążeni w bólu i żałobie, związani wieczną pamięcią o stracie, mamy obowiązek wypełnić Ich testament. Polska to nasze wspólne, wielkie zobowiązanie. Wymagające przezwyciężenia także osobistego cierpienia, podjęcia zadania pomimo osobistej tragedii”.
Władysław Bartoszewski dostrzegł w tym uzasadnieniu „manipulowanie dla osobistych korzyści zgonem swoich bliskich”, a postawę byłego premiera nazwał „nekrofilią”. Dodał też: „Ja się tym moralnie brzydzę. A moralna obrzydliwość jest dużo gorsza od różnic w programie politycznym”.
Powyższych słów nie można pozostawić bez reakcji. Dlatego pragnę wyznać, że od ostatniej kampanii przed wyborami do parlamentu brzydzę się publicznymi wypowiedziami Władysława Bartoszewskiego, pełnymi nienawiści, prymitywnych obelg i fałszywych moralizmów. Długo milczałem w tej sprawie ze względu na dawne zasługi polityka. Jednak po jego ostatnich słowach informuję, co następuje: nie widzę żadnej różnicy między postawą Władysława Bartoszewskiego, Janusza Palikota i Jerzego Urbana. Wszyscy oni są dla mnie agresywnymi szermierzami pogańskiego świata, pozbawionymi kręgosłupów moralnych i elementarnej przyzwoitości, nie potrafiącymi uszanować drugiego człowieka, jego godności, cierpienia i życiowych wyborów.
W związku z tym od dziś przestaję czytać wszelkie teksty Władysława Bartoszewskiego (włącznie z jego książkami o powstaniu warszawskim), podobnie jak nie śledzę wypowiedzi Janusza Palikota czy Jerzego Urbana.