środa, 12 maja 2010

Medialne echa „In hora mortis”

Po publikacji wiersza „In hora mortis” w „Gościu Niedzielnym” otrzymałem wiele budujących e-maili od Czytelników (jeszcze raz serdecznie dziękuję!). Nie wszystkim jednak utwór przypadł do gustu. Kilkunastu publicystów uznało go za tekst doraźny, stricte polityczny, groźny, kiepski literacko bądź kompromitujący filozoficznie. Głos zabrali nawet ci, dla których dotąd byłem autorem anonimowym, o czym świadczy błędna odmiana mojego nazwiska. Oto kilka wybranych opinii:

Jerzy Szacki („Tygodnik Powszechny”): Na to, co obserwowaliśmy w tych smutnych dniach, składają się różne rzeczy: przerażenie rozmiarem ludzkiej tragedii, pragnienie bycia razem przynajmniej przy uroczystych okazjach, które znoszą bylejakość codziennej egzystencji, przywiązanie do wspólnoty narodowej jako takiej, bo ciężką stratę ponieśli przecież wszyscy jej członkowie, jak i oczywiście te uczucia, które znajdują ujście w utworach Jarosława Marka Rymkiewicza, Wojciecha Wencla oraz pomniejszych poetów i publicystów. Ich uczuć nikt nie neguje, choć może dziwić to, że uważają Polskę za swoją własność.

Magdalena Środa (Wirtualna Polska): Od czasów zaborów nie pojawiło się tylu poetów parających się twórczością sarmacko-religijno-patriotyczno-spiskowo-moralistyczną. Poczynając od słynnego wiersza J. M. Rymkiewicza, po H. Krzyżanowskiego („Ci w Katyniu z grobów powstali z prezydentem idą na Wawel”) aż po – bardzo popularnego w ostatnich dniach – Wencela [sic!] z „Gościa Niedzielnego” („gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę/ samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem”). Dzielni poeci zrównują dramat katyński z katastrofą lotniczą, a katastrofę lotniczą z narodową martyrologią („naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem/ który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę”), co pozwala im jednocześnie jątrzyć wokół względnego polsko-rosyjskiego pojednania.

Bożena Keff (ha.art.pl): U Wenzla [sic!], podobnie jak u Rymkiewicza, śmierć jest gwarantką wspólnoty i tożsamości. Można to wyrazić aż tak prosto: „Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy…”. Tak tylko przypomnę, że w oryginale jest „ żyjemy”. Po tej zmianie dopiero widać, jaki ten tekst był aktywistyczny i pozytywny i jak się zmienił na nekrofilski chory pasywizm, od nadziei i życia zeszedł do metafizycznej rozkoszy, jaką daje śmierć innych rodaków, jednak nie podmiotu lirycznego, bo choć pisze „my” to jednak musiał być żywy, kiedy to pisał, w interesie spójności plemiennej. A gardło sobie poderżnąć w proteście przeciwko brakowi tejże, to nie łaska? Nie? […] Uf, jaki sadyzm w trzymaniu tych „powstańców” w kanałach nawet po śmierci, skoro wiadomo, że wszyscy oni, skoro już tam MUSIELI wejść, to pragnęli wyjść jak najprędzej! Ale wiersz w ogóle jest sadystyczny i nekrofilski.

Krzysztof Siwczyk („Polityka”): Wojciech Wencel, felietonista „Wprost”, poeta o proweniencji metafizycznej, silnie oparty na paradygmacie chrześcijańskim, uraczył czytelników „Gościa Niedzielnego” tekstem „In hora mortis”, w którym pada taka inauguracyjna apostrofa: „Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy/ póki nasi starsi bracia wędrują do ziemi”. Wiersz kończy się dystychem: „naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem/ który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę”. Wencel najwidoczniej wpisuje wypadek lotniczy w ciąg funeralnej traumy, którym znaczona jest historia Polski. Z wiersza może wynikać pocieszenie dla tych, co jeszcze zostają przy życiu. Będzie to życie „na wysokiej nucie” polskiego mesjanizmu. Cóż z tego, że pod piórem poety śmierć pojedynczej istoty ludzkiej w jakiś groźny sposób przemienia się w nawóz, na którym wzrastać ma res communis. Jest to boskie dobro wspólne. A i Bóg z tego wiersza ma cechy raczej starotestamentowe, skoro karmi się ofiarami. Aż strach się bać żyć w swojej pojedynczości, skoro dowiaduję się, co będzie potem z narodem i Bogiem. Potem – czyli po śmierci ludzi. […] Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Wencel i Marcin Wolski postanowili podtrzymać na duchu zbiorowość w stanie szoku, naród w czasie żałoby, Boga w czasie krwawych żniw. Mąż opatrznościowy też się gdzieś znajdzie. Wszystko to składa się na obraz poezji zaangażowanej, silnie określonej, demaskatorskiej i złowieszczej, patriotycznej aż do bólu kości w kryptach Wawelu. Emocje wzięły górę nad warsztatem, pasja przysłoniła głębię, słuszność własnej ars poetica nie zna w tych wierszach litości.

Marcin Sendecki („Przekrój”): W tym tygodniu obszerniej niż zwykle nie piszemy […] o Wojciechu Wenclu, poecie w średnim już wieku, który na stronie magazynu „Czterdzieści i Cztery” pomieścił datowany na 10 kwietnia utwór „In hora mortis”, gdzie powiada na przykład: „gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę/ samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem”. Bo Wencel dał się już nieraz poznać jako autor zdolny do wszystkiego w imię niewymuskanego katolicyzmu oraz prostych, kibicowskich wartości i, prawdę powiedziawszy, niczego innego się po nim nie spodziewaliśmy.