wtorek, 4 października 2011

Wygrajmy niepodległość. Duży wywiad w „Nowym Państwie”















JOANNA LICHOCKA: Jednym z głównych elementów propagandy rządowej jest teza o „wykorzystywaniu tragedii smoleńskiej do walki politycznej” i wykpiwanie żałoby smoleńskiej. Pan twierdzi, podobnie jak Jarosław Marek Rymkiewicz, że 10 kwietnia zrodziła się wspólnota wolnych Polaków. To oznaczałoby przywrócenie podziału znanego z PRL – my, naród (wspólnota), oni, władza.

WOJCIECH WENCEL: Oczywiście, że funkcjonuje dziś ten sam konflikt wartości, który istniał w PRL. „My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”. Z jednej strony – mamy łaknący prawdy, godności i wolności naród, z drugiej – zakłamaną, dbającą o własne interesy władzę, jej medialnych funkcjonariuszy, aparat bezpieczeństwa i wyborców wyznających ideologię świętego spokoju. Przynajmniej podział znów jest czytelny, jak w poezji Herberta. Albo stajesz po stronie dobra, albo po stronie zła. Nie ma już miejsca na wątpliwości. Politycy i sympatycy PO prywatnie mogą mieć wiele cnót moralnych, np. szczerze kochać rodzinę albo łożyć na hospicja, ale dopóki podtrzymują system kłamstwa, ponoszą współodpowiedzialność za upodlenie Polski.
Podział, o którym mówimy, wziął się miedzy innymi z tego, że rządzący uznali pamięć o Smoleńsku za swojego osobistego wroga. Właściwie nie powinno to dziwić – słusznie dostrzeżono, że był to moment odradzania się narodu, jego ducha. Niestety, Donald Tusk i Bronisław Komorowski zinterpretowali to wydarzenie ściśle politykiersko, jako moment, który może zostać wykorzystany przez PiS do przejęcia władzy. Mnie takie partyjne myślenie o jednej z największych tragedii w dziejach Polski nie mieści się w głowie, ale rządzący nie mieli z tym problemu. W imię cynicznej gry partyjnej wypowiedzieli wojnę polskiej duszy. Środki zaradcze powzięte przeciwko spontanicznemu, głębokiemu przeżywaniu narodowej żałoby są dowodem strachu Donalda Tuska.

Całość rozmowy w najnowszym numerze miesięcznika "Nowe Państwo". Do kupienia w empikach.