Ile pokoleń musi przejść, żeby Polacy usłyszeli wreszcie głos swojego wieszcza?
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 15 sierpnia 2012
Powody nieobecności Kazimierza Wierzyńskiego w kulturze PRL są oczywiste. Kronikarz Polski walczącej, który do śmierci w 1969 r. budował ducha emigracji, w kraju padł ofiarą komunistycznej cenzury. Trudniej pojąć, dlaczego jego najbardziej poruszające wiersze z tomu „Krzyże i miecze” (1946) do dziś funkcjonują w drugim obiegu. Jedyną edycją, w której można je znaleźć, są „Poezje zebrane”, opublikowane przez białostockie wydawnictwo Łuk w roku 1994 i od dawna niedostępne. Dla większości wykładowców i studentów polonistyki Wierzyński wciąż jest młodym skamandrytą, co to „zielono ma w głowie i fiołki w niej kwitną”. Powojenna poezja polska zaczyna się od „Niepokoju” Różewicza, później są Szymborska i Miłosz. Lepsze notowania od autora „Korca maku” ma nawet „awangardowy” Przyboś, pupil peerelowskiej krytyki. Spośród poetów wiernych niepodległościowej tradycji ostał się tylko Herbert, który oszukując cenzorów, przedstawiał polskie losy w antycznej scenografii. Nadal jednak nie brakuje naiwniaków, którzy widzą w nim turystę i pięknoducha, a nie pisarza politycznego.
Wierzyński nie szyfrował swoich uczuć. Miesiąc po wybuchu Powstania Warszawskiego pisał: „Jeśli padnie Warszawa, to nie miasto padnie, / I nie polska stolica w podziemiach swych skona, / Lecz wolność wszystkich ludzi, zdeptana gdzieś na dnie, / I prawda wszystkich czasów, przez wszystkich zdradzona”. Głęboko wierzył w sens zrywu warszawskiej Nike, która „umiera pokonana, umiera zwycięska”. I zamiast rozliczać dowódców Armii Krajowej, przysięgał generałowi, co „przezwał się dla innych Borem, / A dla nas – o Lwim Sercu pozostał legendą”, nieustającą pamięć narodu. Aby „Śród grobów, z których łuna nad światem wyrasta / Szedł nie regiment ruski, nie marszałek Żukow, / Lecz aby tam powstała, wierna do ostatka, / I, jak duch niewidzialny, szła pokoleniami / Miłość nasza raniona, wieczna nasza matka, / A imię jej niech będzie wciąż pomiędzy nami”.
Tej wiary w chrześcijańską moc polskości nie zmieniła bolesna świadomość sowieckich i ubeckich represji: „Za Warszawę, Warszawę, powstańcze zachcianki – / Specjalny oddział śledczy: „przyłożyć do ścianki”. Ani gorzka wiedza o zdradzie aliantów: „Aż trzasło! Targu dobili i gwałtu: / Raz Teheranem w łeb, drugi raz Jałtą / I kraj rozcięli, jak przedtem, z dwu stron”. Poeta nie miał złudzeń co do natury Moskali. „Bo cokolwiek się stanie, jak świat się pozmienia, / Niezmienna wasza przemoc i gwałt, i nienawiść” – pisał, komentując zbrodniczy proces szesnastu. Antycypował też układ okrągłego stołu i rzeczywistość posmoleńskiej Polski: „Dopiero gdy uskrzydlisz się wspólnym zwyczajem / I zrównasz do obłudy, która wszystkich brata, / Przywrócą ci honory i obdarzą krajem, / I taką świat cię znowu wprowadzi do świata”.
Wierszy z tomu „Krzyże i miecze” powinniśmy uczyć się na pamięć. Nie tylko dlatego, że wybrzmiewa w nich czysta poezja. Także po to, by odzyskać właściwe spojrzenie na narodową historię. Jeśli odnajdziemy się we frazach Wierzyńskiego, zrozumiemy bezkompromisowość tych wszystkich, którzy – na emigracji i w kraju – pozostali wierni sprawie, po ludzku, przegranej.
W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego dotarła do mnie smutna wiadomość. W wieku 92 lat zmarła prof. Anna Sucheni-Grabowska. Była wybitnym historykiem, współtwórczynią Towarzystwa im. Stanisława ze Skarbimierza, stale współpracowała z dwumiesięcznikiem „Arcana”. Przede wszystkim jednak miała w sobie patriotyczną pasję, którą niestrudzenie inspirowała do działania zaprzyjaźnionych naukowców, dziennikarzy, artystów. Kilka lat temu miałem zaszczyt zredagować na jej prośbę antologię publicystyki „Polskie wyzwania naszego czasu”. Nie ingerując w dobór tekstów, Pani Ania poprosiła tylko o jedno: abym w książce umieścił blok materiałów o żywej tradycji Powstania ’44. Dla niej było to oczywiste, dla mnie niekoniecznie, bo w mediach spierano się wówczas głównie o kształt Unii Europejskiej, nowości cywilizacyjne, postmodernizm. Dziś wiem już, że gdybym nie spełnił tej prośby, popełniłbym grzech zaniechania. Jak pisał Wierzyński: „Powracają ojcowie, umarli podróżni, / Budzą synów – i walczą – polegli i żywi”.