Scena z Drzwi Gnieźnieńskich: męczeństwo św. Wojciecha
Patrzę na wasze fotografie i widzę dziesiątki
drzwi: dziecko przybite do drzwi wołyńskiej
chaty płonące drzwi warszawskich kamienic
wsparte o drzwi stodoły trupy chłopców z lasu
drzwi chroniące Żydów rannych chorych na głowę
słuchaczy tajnych kompletów żołnierzy podziemia
zaminowane radiostacjami powielaczami prochem
tłumiące odgłos modlitwy z klasztornych cel
kto przekroczył drzwi już nie wracał – zapadał
się pod ziemię jakby stracił moc w kościach
albo znalazł dla siebie jakąś nową ojczyznę
i zdezerterował licząc na śmiertelne alibi
nawet te – zdawałoby się – zamknięte na amen
drzwi krematorium komory gazowej ubeckiego
więzienia w końcu musiały się otworzyć i przechodziliście
przez nie jednakowo martwi i wolni
na dworze padał gęsty śnieg gdy ślepy strażnik
ścierał z drzwi napis: K + M + B ale trzej królowie
zdążyli zniknąć w oddali i było już za późno
na unieważnienie znaków stanowczo za późno
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską…
drzwi: dziecko przybite do drzwi wołyńskiej
chaty płonące drzwi warszawskich kamienic
wsparte o drzwi stodoły trupy chłopców z lasu
drzwi chroniące Żydów rannych chorych na głowę
słuchaczy tajnych kompletów żołnierzy podziemia
zaminowane radiostacjami powielaczami prochem
tłumiące odgłos modlitwy z klasztornych cel
kto przekroczył drzwi już nie wracał – zapadał
się pod ziemię jakby stracił moc w kościach
albo znalazł dla siebie jakąś nową ojczyznę
i zdezerterował licząc na śmiertelne alibi
nawet te – zdawałoby się – zamknięte na amen
drzwi krematorium komory gazowej ubeckiego
więzienia w końcu musiały się otworzyć i przechodziliście
przez nie jednakowo martwi i wolni
na dworze padał gęsty śnieg gdy ślepy strażnik
ścierał z drzwi napis: K + M + B ale trzej królowie
zdążyli zniknąć w oddali i było już za późno
na unieważnienie znaków stanowczo za późno
(wiersz z tomu "De profundis")