Mam ostatnio szczęście do wyjątkowych ludzi. I do miejsc, których dzieje układają się w romantyczną historię Polski. Czuję się jakby Ktoś prowadził mnie zapomnianymi polskimi ścieżkami, nawlekając wersy „De profundis” na nitkę życia. Cokolwiek myślą o tym cynicy, nie wierzę w przypadek.
Do Węgrowa – niewielkiego miasta na granicy Mazowsza i Podlasia – jedzie się autobusem z Warszawy niespełna dwie godziny, mijając drewniane domy i ruiny gotyckiego zamku obronnego w Liwie. Miasteczko było niegdyś własnością Radziwiłłów, a następnie Krasińskich. Od XV wieku przewinęli się przez nie mieszkańcy różnych wyznań i narodowości: Polacy, Szkoci, Niemcy, Rusini, Żydzi. Katolicy, protestanci wielu odłamów, prawosławni, wyznawcy judaizmu.
W bogatej historii Węgrowa, odzwierciedlającej losy całej Rzeczypospolitej, wyróżnia się zwłaszcza bitwa pod stoczona podczas powstania styczniowego. W końcu stycznia 1863 roku kosynierzy dowodzeni przez Władysława Jabłonowskiego najpierw zdobyli miasto, a gdy zostali otoczeni przez rosyjski garnizon, przeprowadzili skuteczny atak na armaty. Wieść o heroizmie Polaków szybko rozniosła się po Europie, a francuski poeta Henri Barbier napisał wiersz „Atak pod Węgrowem”, w którym jako pierwszy użył sformułowania „polskie Termopile”.
Spektakl na motywach „De profundis” został przygotowany przez uczniów I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza pod kierunkiem Agnieszki Białczak. Premiera odbyła się w niedzielę 10 kwietnia w bazylice węgrowskiej, po mszy św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. Ponieważ byłem wtedy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, obejrzałem spektakl dwa dni później. Inscenizacja bardzo mnie poruszyła. Doskonale zabrzmiały zwłaszcza muzyczne interpretacje wierszy. Poważną konkurencją dla estradowego wykonania Jana Pietrzaka okazała się balladowa wersja dedykowanego pamięci Anny Walentynowicz utworu „Pani Cogito”. Po spektaklu w ramach spotkania autorskiego mówiłem o swoim doświadczeniu Smoleńska, a także o Bogu, poezji, historii, patriotyzmie oraz o duchowych i kulturowych kontekstach śmierci. Ten ostatni temat był tym bardziej na miejscu, że w węgrowskiej bazylice – oprócz fresków Michała Anioła Palloniego i ławek z wyrytymi podpisami żołnierzy Napoleona z 1812 roku – znajduje się XVII-wieczna kopia krakowskiego „Tańca śmierci”.
Grupie teatralnej dziękuję za pracę nad ciężkimi tekstami, wszystkim słuchaczom – za cierpliwość, dyrekcji szkoły – za wspaniałe przyjęcie, Agnieszce Białczak i Pawłowi Wyszogrodzkiemu – za wszystko razem. Węgrów jest jednym z tych miasteczek, z których żal wyjeżdżać.