Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej zeszło do podziemia. Dosłownie – po schodach prowadzących do warszawskiego klubu Hybrydy.
Felieton z cyklu "Listy z podziemia", "Gazeta Polska" 23 listopada 2011
W sobotę 12 listopada odbył się tam panel dyskusyjny „Pisarze, o których nie trzeba głośno mówić”, zorganizowany w ramach cyklu „Jakie elity dla Rzeczypospolitej?”. Było bardzo ciekawie. Prowadzący debatę Marek Nowakowski przedstawił skomplikowane losy Józefa Mackiewicza, Jacek Bartyzel mówił o mechanizmie wykluczeń we francuskim życiu literackim, a Maciej Urbanowski opowiedział o problemach z recepcją twórczości Ferdynanda Goetla. Ponadto wystąpili: Andrzej Dobosz, Wawrzyniec Rymkiewicz, Bronisław Wildstein i Rafał Ziemkiewicz. Kilka praktycznych uwag dorzucił też autor niniejszego felietonu.
Kluczowa okazała się kwestia: czy warto dzisiaj zawracać sobie głowę mentalnością salonów? Opisywać ją, ośmieszać, próbować zmienić drogą argumentów, perswazji czy prowokacji. Według mnie, czas na podejmowanie takich heroicznych wysiłków minął już dawno. Teraz należy cierpliwie budować w podziemiu nowy, oparty na prawdzie, porządek polskiej kultury: hierarchie, instytucje, wydawnictwa, system komunikacji z odbiorcami. Po Smoleńsku setki tysięcy Polaków odczuły silną potrzebę kontaktu z niezależną kulturą. Dla nich musimy nakreślić czytelną mapę wartości. Atrapa kultury III RP, zaprojektowana w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Krytyce Politycznej” czy Instytucie Adama Mickiewicza, powinna zniknąć z naszego widnokręgu nawet jako negatywny punkt odniesienia.
Przedstawiony przeze mnie w Hybrydach zarys tej koncepcji wywołał polemikę Bronisława Wildsteina, który stwierdził – mówiąc w dużym skrócie – że nie możemy zamykać się w getcie. Miło mi, że potrafimy pięknie się różnić. Z tym że w tej kwestii to ja mam sto procent racji. Bo co to za termin: „getto”? W getcie wegetują niewolnicy, którzy muszą respektować zasady narzucone przez okupanta. Zwykle robią to niechętnie, ale nie stać ich na twórcze porywy ducha. W drugim obiegu jesteśmy wolni. Według własnych zasad tworzymy kulturę narodową, która w przyszłości zastąpi obecną atrapę. Kto mówi „getto”, posługuje się narzuconym językiem, bo zakłada, że centrum istnieje gdzie indziej. Ale serce polskiej kultury jest tylko jedno, bez względu na to, czy aktualnie pobudza do życia dziesięć osób, czy dziesięć milionów. To serce bije dziś w podziemiu.
Przekonanie, że trzeba mówić do ogółu Polaków, to szkodliwa naiwność. Doskonałym przykładem skutków takiej strategii jest historia „Rzeczpospolitej”. Zanim Paweł Lisicki został odwołany z funkcji redaktora naczelnego, przez kilka lat wprowadzał dwubiegunową wizję debaty publicznej: po jednej stronie „Gazeta Wyborcza”, po drugiej – jego dziennik. Żeby wspiąć się na poziom Adama Michnika, publicyści „Rzepy” zazwyczaj musieli stanąć na głowach „moherów”, „pisowskiego ludu” czy „smoleńskich mistyków”. Do dziś mam na czole odciski ich włoskich butów. Tylko najwyżsi wzrostem, jak Rafał Ziemkiewicz, byli w stanie polemizować, stojąc na ziemi. Jednocześnie dział kultury regularnie raczył czytelników entuzjastycznymi tekstami o gwiazdach III RP w rodzaju Zygmunta Baumana albo promował DVD o satanistycznej grupie Marilyn Manson. W ten sposób „Rzeczpospolita” nie tylko legitymizowała atrapy debaty publicznej i kultury, ale również tłumiła świadomość niepodległościową. Najwyraźniej Lisicki miał nadzieję, że dzięki manifestowaniu zdolności do „chłodnego namysłu” i deptaniu „ekstremistów” zachowa posadę. Stało się inaczej, bo dla władców III RP „Rzepa” od początku była... gettem. Przez kilka lat pozwalano jej publicystom wyznaczać standardy gettowego myślenia, a gdy osiągnęli małą stabilizację, odwołano ich z zarządu getta i kazano wracać do prac fizycznych.
Nie tylko im chcę dziś powiedzieć, że dla życia w getcie istnieje alternatywa. To drugi obieg, w którym nie trzeba się użalać nad sobą, bo jest się w centrum polskiej kultury. Zamiast żebrać o ochłapy wolności z okrągłego stołu, można odnaleźć pełnię wolności i godności w wiecznej wspólnocie. Jedynie cywilizacja polska, silniejsza od systemu iluzji, może wybudzić z letargu bawiące się dziś nad Wisłą dzieci postmodernizmu. Na kompromisach z III RP jej nie zbudujemy.