niedziela, 13 listopada 2011

Po co nam niepodległość?

Nie można być państwem częściowo niepodległym.

"Gazeta Polska Codziennie" 10-13 listopada 2011

Z relacji Zbigniewa Herberta wiemy o incydencie, do którego doszło w 1968 r. podczas przyjęcia u Johna i Bogdany Carpenterów w Berkeley. Czesław Miłosz miał wówczas powiedzieć, że lepiej byłoby dla Polski, gdyby została siedemnastą republiką sowiecką. Podobno Amerykanom wypowiedź bardzo się spodobała. Siedzącemu przy stole Herbertowi – zdecydowanie mniej. Wstał i wygarnął przyszłemu nobliście, co o nim myśli. – Takich rzeczy nie można mówić – nawet żartem – tłumaczył później w wywiadzie.

No właśnie: można czy nie można? Ci, którzy w ostatnich wyborach głosowali przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, często otwarcie przyznają, że zrobili to dla świętego spokoju. Wolą, by Polska pozostała w strefie rosyjskich wpływów, niż żeby prowadziła podmiotową politykę zagraniczną, narażając się Władimirowi Putinowi. Rosja to przecież wielki kraj i należy to w końcu uznać, a nie zachowywać się jak konkurencyjne mocarstwo, którym nie jesteśmy.

Racja Wyklętych

Ktoś powie, że polityczne podporządkowanie się Rosji jest aktem realizmu i wcale nie oznacza utraty niepodległości. Podobnie na temat PRL wypowiadali się zaangażowani w stalinizm inteligenci. Choćby filozof Tadeusz Kroński, który w 1948 r. pisał w liście do Miłosza: „My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji”. Po drugiej stronie byli żołnierze podziemia niepodległościowego, którzy po 1945 r. nie złożyli broni. Struktura PRL była dla nich kolejną okupacją, przeciwko której postanowili walczyć do skutku, często płacąc za to najwyższą cenę. Ostatni Żołnierz Wyklęty zginął w obławie dopiero 21 października 1963 r. Prawie dwadzieścia lat po wojnie!

Odpowiedź na pytanie, czy PRL była państwem niepodległym, pomaga w rozstrzygnięciu dzisiejszych dylematów. Większość ówczesnych Polaków włączyła się w nurt nowego życia, tłumacząc sobie, że przecież nie można w nieskończoność się buntować. Komunistyczne państwo miało polskojęzyczne władze i wojsko z krajowego poboru. Kto się nie wychylał, mógł cieszyć się względnym spokojem. Jednak chłopcom z lasu to nie wystarczało. Sowiecką kontrolę nad Polską traktowali jako fakt nie do zaakceptowania. Historia dowiodła, że to oni mieli rację.

Nie karmić niedźwiedzia!

Jak w związku z tym traktować takie praktyki obecnych polskich władz, jak oddanie Rosjanom smoleńskiego śledztwa i ignorowanie jego licznych nieprawidłowości? Może jest to przemyślana strategia: oddajemy kawałek niepodległości, żeby obłaskawić zaborczego niedźwiedzia i zachować całą resztę? Tyle że nie można być państwem częściowo niepodległym. Albo posiada się niepodległość w pełni, albo wcale. W momencie oddania pierwszego kawałka niepodległości uzależniamy się od niedźwiedzia, który będzie wracał po następne. Będziemy musieli go nakarmić albo przekonać go do odchudzania, ale nie powiemy mu już: „Spadaj na drzewo!”, gdy stanie się nieznośny.

Niepodległość zdobywają maksymaliści. O tej zasadzie doskonale wiedzieli Żołnierze Wyklęci czy Powstańcy Warszawscy, którzy gotowi byli toczyć walkę o wszystko wbrew militarnym realiom. Bez ich ofiary Polska nie wyszłaby z komunizmu. Niestety, jest i druga strona medalu: niepodległość tracą minimaliści. A ci ostatnio mnożą się nad Wisłą jak króliki.

Tajemnica róży

Bez niepodległości można żyć. Dawni Polacy przetestowali to podczas zaborów. W gruncie rzeczy najważniejsza jest polska dusza, instynkt wewnętrznej wolności, który czyni z nas naród nieujarzmiony. Nie można jednak zachować tego instynktu bez walki o niepodległość, a we własnym państwie – bez zabiegów o jej utrzymanie. Jeśli ktoś wierzy, że raz zdobytą wolność można bez ryzyka wypełnić czymkolwiek: np. jałową konsumpcją i kultem celebrytów, już przestał być Polakiem. Polska wciąż potrzebuje maksymalistów tworzących tkankę narodowej kultury, niewstydzących się romantycznej tradycji, chrześcijaństwa – ofensywnych wobec Europy. W warunkach pokoju polska dusza musi wzrastać jak róża w donicy. Przez ostatnie dwa wieki rzadko była na to szansa. Teraz jest, choć władza i główne media wyraźnie chcą ją pogrzebać. Warto pielęgnować polską różę, by się przekonać, jakim kolorem zakwitnie.